Swojego najwiêkszego lina (1200 g) z³owi³em kila lat temu, w trakcie sierpniowego pobytu na Mazurach. Generalnie ³owi³em wtedy leszcze, okonie, wzdrêgi, p³ocie i szczupaki. A¿ którego¶ dnia syn gospodarzy powiedzia³ mi, ¿e niedaleko od miejsca zakwaterowania jest niewielkie ¶ródle¶nie jeziorko, a w nim liny. Oczywi¶cie jeszcze tego samego dnia poszed³em je obejrzeæ. Istotnie, z trzech stron otoczone lasem, a od jednej otulony ³±k±, w promieniach zachodz±cego s³oñca pyszni³ siê niewielki zbiornik. Co prawda, bardziej przypomina³ staw ni¿ jeziorko, ale wra¿enie by³o niesamowite. Od strony pó³nocnej gêstwina trzcin. Przy pozosta³ych fragmentach brzegu mnóstwo gr±¿eli. Od razu widaæ by³o, ¿e z marszu trudno tutaj po³owiæ. Nastêpnego dnia odgarn±³em grabiami czê¶æ ro¶linno¶ci i przez tydzieñ, ka¿dego wieczora przechodzi³em sypaæ w to miejsce zanêtê – p³atki owsiane wymieszane z krojonymi czerwonymi robakami.
Wreszcie nadszed³ lekko pochmurny, ale ciep³y poniedzia³ek. Pó¼nym popo³udniem spakowa³em sprzêt i uda³em siê na liny. £owi³em na sp³awik. Ma³y i bardzo czu³y. Do jego obci±¿enia wystarcza³a jedna niewielka ¶rucina. G³êboko¶æ ³owiska ustali³em wcze¶niej, wiêc teraz, tu¿ na dnem, umie¶ci³em niewielkiego czerwonego gnojaczka. Przez dwie godziny nie mia³em ani jednego brania. Nawet zacz±³em zastanawiaæ siê, czy w tej wodzie cokolwiek ¿yje.
Tymczasem s³oñce powoli zaczyna³o schodziæ nad horyzont. Woda miejscami przybra³a wrêcz czarny, a miejscami z³ocisto-czerwony kolor. Wiatr usta³ prawie zupe³nie. S³ychaæ by³o jedynie brzêczenie komarów. I nagle mój sp³awik lekko zachybota³. – Mo¿e to ¿aba potr±ci³a ¿y³kê – pomy¶la³em przez moment. Ale adrenalina ju¿ podskoczy³a. Sp³awik znów zachybota³. Lekko wy³o¿y³ siê na wodzie, ale po chwili powróci³ do pierwotnego po³o¿enia. Przez kilkana¶cie sekund tkwi³ w wodzie nieruchomo. Jakby lin bawi³ siê moj± przynêt±: smakowa³ j±, przytapia³, porzuca³… Po chwili sp³awik znów zako³ysa³ siê. I nagle znikn±³ pod wod±. - Raz kozie ¶mieræ – pomy¶la³em i postanowi³em zaci±æ. I, gdy po zaciêciu, podnios³em kij w górê poczu³em opór. Tak, na haczyku niechybnie siedzia³a ryba. Zszed³em nad sam± wodê i stara³em siê trzymaæ moj± zdobycz jak najdalej od gêstwiny gr±¿eli. Wygiêta w pa³±k szczytówka sygnalizowa³a, ¿e lin musia³ byæ niez³y. Uda³o mi siê utrzymaæ go poza zwart± ro¶linno¶ci± przez dwadzie¶cia kilka minut. Pó¼niej, gdy wyra¼nie os³ab³, zdecydowa³em siê na hol w wolne od ro¶lin, w±skie przej¶cie. Na napiêtej ¿y³ce podholowa³em rybê do brzegu. Tam sprawê za³atwi³ podbierak. Lin by³ piêkny. Takie nie z³owi³em nigdy wcze¶niej. I - jak na razie - by³ to mój lin ostatni.
Liny spotyka³em tak¿e w okolicach Nowej Huty: w stawie przy po³udniowej granicy Lesiska oraz w zbiorniku w Zes³awicach. Nigdy nie uda³o mi siê jedna ¿adnego stamt±d wyci±gn±æ.
Jakub Kleñ
· Napisane przez Administrator
dnia August 17 2008
1234 czytañ ·
Ten serwis u¿ywa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przegl±darki oznacza zgodê na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowi± tylko czê¶æ materia³ów, które w ca³o¶ci znale¼æ mo¿na w wersji drukowanej "G³osu - Tygodnika Nowohuckiego".