Według starego przekazu, sąd grodzki w Osieku (w którym zasiadały również kobiety), w XVI wieku wydał wyrok śmierci na kowala, za zabójstwo, które ten popełnił. Ale, że w mieście tym był tylko jeden kowal, a ślusarzy było dwóch, więc powieszono jednego ze ślusarzy. Wspomniana anegdota być może nie całkiem przystaje do sytuacji, jaka powstała po ujawnieniu tzw. taśm Gudzowatego, niemniej jedno jest podobne. Uderza się w kogoś, kto z aferą nie ma nic wspólnego.
W ubiegły piątek, szef Platformy Donald Tusk wypalił - ni z gruchy, ni z pietruchy – że wspomniane taśmy trafiły do dziennikarzy… w wyniku przecieku z prokuratury. „To jest aspekt tej sprawy, na który nikt nie zwraca uwagi. A moim zdaniem aspekt niezwykle groźny z punktu widzenia normalnego funkcjonowania państwa” – dowodził Tusk. Fakt, gdyby tak było w istocie, oznaczałoby to sytuację wyjątkowo groźną. Problem w tym, że Tuskowi nie przyszło jakoś do głowy, że taśmy z rewelacjami Oleksego dziennikarzom mógł przekazać sam Aleksander Gudzowaty lub ktoś z jego otoczenia. Ale po co się zastanawiać, lepiej walnąć między oczy. Zwłaszcza jeśli chce się dokopać jednemu z liderów Prawa i Sprawiedliwości, znienawidzonemu ministrowi, który sprawuje nadzór nad prokuraturą.
Oczywiście Zbigniew Ziobro zażądał przeprosin dla prowadzących sprawę prokuratorów oraz wpłaty odpowiedniej sumy „adekwatnej do hojności Donalda Tuska”, na konto jednej z organizacji pomagających dzieciom lub innym najbardziej potrzebującym pomocy. W przeciwnym razie – jak zapowiedział minister - prokuratura wytoczy Tuskowi proces cywilny. Wniesie również o wysokie odszkodowanie.
Jeśli do takiego procesu dojdzie, lider PO najpewniej go przegra.
Jan L. FRANCZYK
· Napisane przez Administrator
dnia March 31 2007
1607 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".