Choroba Alzheimera, to choroba straszna. Dopada ludzi w starszym wieku. Powoli tracą pamięć. W końcowych stadiach choroby pojawia się otępienie. Chorzy nie rozpoznają swoich dzieci i współmałżonków. Wymagają nieustannej opieki. Leczenie łagodzi jedynie objawy, a ze względu na stan psychiczny chorego najlepiej sprawdzają się leki podawane za pomocą plastrów przylepianych do skóry. I tutaj zaczyna się problem.
Jak w ubiegły piątek podało radio RMF FM, ponad dwie trzecie osób chorych na Alzheimera, którzy wymagają podawania leku przez plastry na skórę, musi rezygnować z tej formy terapii. A – jak podkreślają specjaliści - była to forma bardzo wygodna. Z jednej strony plastry pozwalają uniknąć wielu objawów niepożądanych. Z drugiej zaś, pozwalają opiekunom podawać lek w sposób regularny. Wielu pacjentów nie chce bowiem przyjmować tradycyjnych pigułek z powodów "ideologicznych", bo uważają że im zaszkodzą. A przekonywanie osób, które są otępiałe, że powinny przyjmować leki i że ich opiekun widzi pozytywne skutki leczenia - jest bardzo trudne. Tych problemów pozwalały uniknąć plastry.
Problem w tym, że leki te radykalnie zdrożały. Z mniej więcej 90 na średnio 280 złotych. Teraz rodziny chorych i aptekarze mówią wprost: refundacja jest pozorna. Plastry mogłyby być tańsze, ale przez kilka miesięcy Ministerstwo Zdrowia nie podjęło negocjacji z firmą farmaceutyczną. W efekcie, jak podkreśla prof. Andrzej Szczudlik, prezes Polskiego Towarzystwa Alzheimerowskiego, rodziny chorych na Alzheimera rezygnują z leczenia, bo na dalszą kurację po prostu ich nie stać. A problem dotyczy ok. 70 tysięcy polskich pacjentów.
Jan L. FRANCZYK
· Napisane przez Administrator
dnia May 17 2012
1513 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".