W najbliższym otoczeniu marszałka Bronisława Komorowskiego coraz bardziej widać zdenerwowanie, a język używany przez niektórych prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej i autorytetów wspierających ubiegającego się o urząd prezydenta RP kandydata, coraz mniej przypomina lansowany przez tę partię język miłości.
Wyskoków Stefana Niesiołowskiego czy Kazimierza Kutza nie warto nawet wspominać, ale zdumienie budzi język Władysława Bartoszewskiego – jakby nie było jednego z luminarzy i nestorów polskiej polityki. Niemal powszechne oburzenie wywołało jego wystąpienie określające „nekrofilią” chęć wypełnienia testamentu tragicznie zmarłego prezydenta RP przez jego brata Jarosława. Tym sformułowaniem Bartoszewski przebił nawet występ Wojewódzkiego i Figurskiego, którzy na antenie jednej z rozgłośni rapowali: „Jarek, Jarek, po trupach do celu, każdy chce leżeć na Wawelu”. Jakby tego było mało, Władysław Bartoszewski w trakcie niedzielnego spotkania honorowego komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego pozwolił sobie zauważyć, że wygrana w wyborach Jarosława Kaczyńskiego może spowodować, że Polska spadnie do rangi Ruandy i Burundi, a rządziłby nią "człowiek, który ma doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych".
Zawsze szanowałem Władysława Bartoszewskiego. I dlatego zasmucił mnie język, jakiego w ostatnich tygodniach profesor zaczął używać. Tym bardziej, że w pamięci cały czas mam tytuł jego ważnej książki – „Warto być przyzwoitym”. No właśnie.
Jan L. FRANCZYK
· Napisane przez Administrator
dnia May 21 2010
1196 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".