Czy opozycji zależy na wygraniu wyborów? Można mieć co do tego liczne wątpliwości. Platforma postawiła na czele swoich władz Tuska, który jest nielubiany nie tylko przez telewizyjną publiczność, ale także sporą część działaczy i posłów własnej partii. Ostatnio mówi się w sejmowych kuluarach o nowym planie Schetyny budowy wspólnej listy z Hołownią, niezadowoloną częścią Platformy i może PSL-em. Nie wiadomo na ilu posłów konkurent Tuska może liczyć, ale podobno jest to całkiem spora grupa. Warto pamiętać, że są też zwolennicy Trzaskowskiego, którzy nie widzą w roli liderów ani Tuska, ani Schetyny. Póki co otwartego ataku na przywództwo Tuska nikt nie podejmuje, ale właściwa rozgrywka zacznie się przy układaniu list wyborczych. Tak podzielona Platforma musi myśleć raczej o przetrwaniu jako partia, niż o zwycięstwie w wyborach. Wiadomo, że od końca stycznia do połowy marca sondaże mogą być nieprzychylne dla Prawa i Sprawiedliwości, co wiąże się z corocznym spadkiem nastrojów na przednówku, ale z wiosną, gdy ruszy prawdziwa kampania, partia rządząca odzyska zimowe straty, a Platforma utraci chwilowe zyski.
Lewica połączona z trzech części (stare SLD, obyczajówka od Biedronia i ortodoksyjni marksiści Zandberga), trzyma się dzięki rządom twardej ręki Czarzastego, ale i tu awantura zacznie się przy układaniu list wyborczych. Czarzasty pójdzie na każde ustępstwo, byle tylko wejść do Sejmu i wprowadzić przynajmniej kilku posłów, ale poszczególne grupy będą twardo negocjować swoje miejsca na listach. Walka wewnętrzna byłaby jeszcze bardziej wyniszczająca, gdyby Czarzasty zdecydował się na koalicję z Platformą i zgodził na wspólny start w wyborach.
Partia Hołowni jest z pewnością przeszacowana i jej wynik wyborczy będzie o wiele niższy niż pokazują to sondaże. Tu nie będzie walki wewnętrznej, raczej problem ze znalezieniem chętnych do startu z listy Polska 2050 (podobnie głupiej nazwy jeszcze nikt nie wymyślił), oczywiście takich, którzy zdobyliby więcej głosów niż najbliższa rodzina i paru znajomych. Hołownia powinien przykleić się do kogoś silniejszego, czyli do Platformy, ale to oznaczałoby szybkie wchłonięcie jego partyjki. Sojusz z PSL-em nie wiele pomoże, już bardziej obiecujący jest pomysł Schetyny. Kosiniak-Kamysz zbiera odpady z innych partii i nawet gdy wprowadzi kilkunastu posłów do Sejmu, to nad większością zaraz straci kontrolę. Działacze PSL są wygłodzeni brakiem intratnych stanowisk, więc odmówią trwania kolejnych czterech lat w opozycji, a nowych przybyszów nic z PSL-em nie łączy.
Wreszcie Konfederacja, też podzielona na trzy grupy, nawet gdy razem wystartuje do Sejmu, to pozyska trochę niedoświadczonej młodzieży i trochę politycznych frustratów, którzy – tak jak to jest obecnie – będą funkcjonować na sejmowym marginesie, w polityce pozbawieni jakiegokolwiek znaczenia. Nikt inny do Sejmu nie wejdzie, bo jest już za późno na powoływanie całkiem nowej partii. Ani antyrządowi samorządowcy, głównie prezydenci większych miast, którzy myślą tylko o własnych interesach, ani jakieś niedobitki po Gowinie czy naśladowcy rolniczych zadymiarzy z Samoobrony, o przekroczeniu progu wyborczego nie mają co marzyć. W opisanej tu sytuacji opozycja raczej nie ma co udawać, że myśli o zwycięstwie i powinna przygotowywać się na kolejną kadencję politycznego postu.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia January 20 2023
572 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".