Począwszy od listopada aż do pierwszych, ciepłych wiosennych dni, z wędką nie rozstają się tylko najbardziej wytrwali, których nie przeraża ani zimny, zacinający deszcz, ani śnieg, ani mróz. Czyli nieliczna grupa wędkarzy, która wędkuje na okrągło przez cały rok. Reszcie pozostają wspomnienia po minionym sezonie, przeglądanie zdjęć (jeśli takowe były na wyprawach robione), czytanie wędkarskich czasopism i wyglądanie wiosny. Ale nawet ci, dają się niekiedy skusić na listopadowy wyjazd nad wodę. Oczywiście nie należy spodziewać się wtedy karpia czy karasia. Te ryby zapadają powoli w zimowe odrętwienie i złowienie ich o tej porze roku graniczy z cudem. Ale jeśli przez kilka słonecznych dni temperatura utrzyma się w granicach 10 stopni Celsjusza, można trafić leszcza czy krąpia, choć zazwyczaj nie będą to sztuki oszałamiające swoją wielkością. Łowić można też klenie (które żerują niemal cały rok), brzanę, bolenia, sandacza czy szczupaka. Z przynęt naturalnych o tej porze roku najlepiej sprawdzają się przynęty zwierzęce – czerwone robaki i ochotki. Wybierając się na sandacza można popróbować z żywczykiem lub martwą rybką.
Z kolei dla tych, którym nie straszna plucha, noc i przymrozki, listopad to wymarzony czas na miętusa. Pamiętam jak kilka lat temu wyciągnąłem takiego słodkowodnego „dorsza” z Dunajca w ciemną grudniową noc (wtedy nie obowiązywał jeszcze okres ochronny na tę rybę). Była dziesiąta w nocy. Na haczyku miałem kawałek wątroby. Najpierw odezwał się dzwoneczek na szczytówce. Niezbyt gwałtownie, ale wyraźnie. Później odezwał się jeszcze raz. Chwilę odczekałem i zacząłem rybę dość pewnie holować do brzegu. Mogłem sobie na to pozwolić, bo zestaw tamtego dnia miałem solidny. Miętus miał czterdzieści dwa centymetry.
Było to początkiem grudnia. W dzień było stosunkowo ciepło – jakieś trzy, cztery stopnie w skali Celsjusza. Ale po zapadnięciu zmroku wyraźnie się ochłodziło. Temperatura spadła do kilku stopni poniżej zera. Przekonałem się o tym, gdy zacząłem pakowanie. Pudełko z czerwonymi robakami zdążyło przymarznąć do kamienia, na którym je położyłem. Ale, o dziwo, tego niewielkiego mrozu zupełnie nie odczuwałem. Może w tym roku uda mi się znaleźć jakieś wolne listopadowe popołudnie i wybiorę się nad Dunajec? Zapolować na miętusa.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia November 02 2007
1326 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".