Tydzień temu obiecałem, że w kolejnym wędkarskim felietonie napiszę trochę na temat tego, gdzie szukać sandacza. No, cóż... Słowo się rzekło, no to teraz kilka uwag o ulubionych przez te ryby miejscach.
W jeziorach o sandacza będzie nam najłatwiej jeśli będziemy dysponować łodzią lub pontonem. A to dlatego, że ryby te w jeziorach spotyka się najczęściej z dala od brzegu. Dobrymi łowiskami w takich akwenach są stoki podwodnych górek i wysp. Z brzegu raczej takich miejsc nie dosięgniemy. Trochę łatwiej jest łowić sandacze w rzekach. W takich wodach ryby te przebywają najchętniej w miejscach głębokich o twardym dnie, w miejscach które obfitują w różnego rodzaju zawady. Sandaczy szukamy w wodzie o spokojniejszym nurcie, za pniami, głazami czy też innymi przeszkodami. Warto też zauważyć, że sandacz chętnie przebywa przy stromych brzegach rzeki.
A skoro jesteśmy przy wodach płynących, to najlepszą przynętą w takich wodach są niewielkie żywczyki – małe jelce czy uklejki. Niewielkie, mające po pięć, sześć centymetrów długości. To ważne, by rybki były małe. Rzecz w tym, by taka rybka-przynęta w całości znalazła się w paszczy sandacza. Wraz z haczykiem. Warto też pamiętać, że łowiąc na żywca nie zarzucamy przynęty w miejsce przypuszczalnego pobytu sandacza. Dopiero delikatnie manewrując wędziskiem naprowadzamy naszą przynętę w zamierzony rejon.
Sandacz w dość charakterystyczny sposób postępuje z żywczykiem-przynętą. W osiemdziesięciu procentach przypadków przynęta jest połykana przez niego od strony jej ogona. A w samym braniu sandacza można wyróżnić trzy fazy. W pierwszej fazie brania sandacz chwyta przynętę i odpływa z nią kilka metrów. W fazie drugiej – ustawia w pysku schwytaną rybkę w odpowiedniej pozycji. I w trzeciej fazie – zdecydowanie z nią odpływa. I to jest dopiero właściwy moment na zacięcie, które powinno być zdecydowane.
Oczywiście jeśli łowimy używając spławika, obserwowanie tych faz jest dość proste. Problem, zwłaszcza dla mniej doświadczonych wędkarzy może stanowić rozpoznanie właściwego momentu zacięcia, gdy łowimy metodą gruntową bez spławika. Wtedy trzeba większego doświadczenia, by – obserwując wysnuwanie żyłki – właściwie ocenić fazę brania. Nie muszę dodawać, że w takiej sytuacji kabłąk kołowrotka o stałek szpuli powinien być otwarty. Gdy żyłka zacznie się wysuwać, będzie to znak, że sandacz wziął. Ale na razie czekamy. Żyłka na chwilę przestanie się wysuwać (to będzie faza druga brania). Wreszcie gdy po przerwie żyłka znów zacznie się wysuwać (i to tym razem szybciej), to będzie znaczyło, że zaczęła się trzecia faza brania i należy zacinać.
Ale tak jak już nieraz pisałem, w wędkarstwie nic nie jest pewne na sto procent. Dlatego może się zdarzyć, że na naszego żywczyka połakomi się nie sandacz, ale znajdujący się w pobliżu szczupak. Wtedy będzie to już jednak inne branie. I inna powinna być na takie branie nasza reakcja.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia September 24 2022
778 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".