Z historycznych przekazów wiemy, że w sierpniu 1939 roku perspektywa wojny wydawała się odległa i nierealna, kto mógł wyjeżdżał na wakacje, życie toczyło się normalnie, a przestrogi polityków przyjmowano z niedowierzaniem. Owszem, podobnie jak dziś, wiele mówiono i pisano o konieczności dozbrojenia armii, organizowano nawet publiczne zbiórki na zakup armaty czy samochodu pancernego, ale uważano, że wszystko to ma służyć odstraszeniu agresora, bo przecież nikt normalnie myślący nie wyobraża sobie nowej, światowej wojny. Polskę chroniły sojusze z potężnymi mocarstwami (Anglią i Francją), a pogróżki prasy w Niemczech i Związku Sowieckim uznawano za propagandę na wewnętrzne potrzeby tych państw.
Atak nastąpił niespodziewanie, niemal do ostatniej chwili liczono, że wojny uda się uniknąć. Wiadomość o niemiecko-sowieckim sojuszu przeraziła polityków i wojskowych, ale opinia publiczna wciąż wierzyła, że zręczna dyplomacja i zakupy broni (która miała być dostarczona w ciągu kilku miesięcy) zapobiegną najgorszemu. Niemcy zaatakowały 1 września, a Sowieci 17 września i chociaż Anglia i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę, to sojusznicy działań zbrojnych nie podjęli. Przeciwnie, w Londynie i Paryżu nie było wojennej paniki, ponieważ uważano, że Hitlera zaspokoi swój apetyt na wschodzie Europy.
Dziś Zachodnia Europa patrzy na walczącą Ukrainę tak, jak wtedy patrzono na broniącą się Polskę. A gdyby nie Amerykanie, Ukraina już dawno zostałaby zmuszona do kapitulacji. Podczas gdy my martwimy się gdzie pojechać na wakacje i jak poradzić sobie z drożyzną, wywołaną przez wojenną inflację, świat szykuje się do wielkiej wojny. Nasila się rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi, a Chinami, rośnie napięcie wokół zagrożonego przez Chiny Tajwanu, którego Ameryka z pewnością będzie bronić. Rosja pozyskała sojusznika w Iranie, gdzie właśnie kupiła sporą partię śmiercionośnych dronów, a Korea Północna proponuje Moskwie wysłanie na front ukraiński stutysięcznej armii. Nawet na Bałkanach w ostatnich dniach doszło do prowokacji na granicy między Serbią, a Kosowem, na co oczywisty wpływ ma Rosja, dysponująca w Serbii rozległymi wpływami. Lokalny zatarg na Bałkanach, a napięcie narasta także w Bośni, której Serbowie grożą likwidacją państwa, ma odwracać uwagę od rosyjskiego najazdu na Ukrainę, ale w razie szerszego konfliktu zaszachować państwa tego regionu należące do NATO (Rumunię, Bułgarię, Macedonię, Grecję). Nie wiadomo też jak zachowa się należąca do NATO Turcja, która lawiruje między Rosją, a Ukrainą.
Kłócimy się o drobne sprawy, oburza nas perspektywa jesiennych i zimowych oszczędności oraz przejściowa konieczność zaciśnięcia pasa, spieramy się z Unią Europejską, która jak dotąd nie umiała poradzić sobie z żadnym kryzysem, związki zawodowe grożą strajkami, opozycja usiłuje sparaliżować państwo ciągłymi awanturami, a tymczasem znaleźliśmy się na krawędzi najpoważniejszego zagrożenia od przeszło pół wieku, a wojna tuż za naszą wschodnią granicą jest największym konfliktem zbrojnym w Europie od czasu II wojny światowej. Czy za kilkadziesiąt lat czytelnicy podręczników do historii nie będą dziwić się naszej niefrasobliwości?
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia August 13 2022
572 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".