Wśród polityków opozycji trwa spór, czy jedna, wspólna lista opozycyjnych partii w wyborach parlamentarnych zwiększy szanse na pokonanie Prawa i Sprawiedliwości. Jeden z publicystów „Gazety Wyborczej” napisał niedawno, że „nikt nie jest w stanie odpowiedzialnie orzec: PiS na pewno przegra. Czujemy, że wciąż może wygrać”. Mniejsza z tym, że nic nie wskazuje na to, aby PiS miał wybory przegrać, przeciwnie, wszystkie poważne sondaże pokazują znaczną, ponad 10-procentową przewagę nad Platformą. Ważna jest w tym tekście opinia, że obecnie opozycja jest za słaba, żeby wybory wygrać i tylko jej zjednoczenie może na tyle pomnożyć jej siły, aby mogła marzyć o zwycięstwie.
Publicysta napisał jednak, że nie wystarczy wystawienie jednej listy zjednoczonej liberalnej lewicy. Potrzebny jest również program, który mógłby przekonać wyborców, że po zwycięskich wyborach Platforma – bo to ona będzie główną siłą tego zjednoczenia – nie zrobi tego, co już zapowiadają niektórzy jej eksperci i działacze. Mianowicie nie uderzy w programy socjalne, takie jak 500 plus oraz trzynasta i czternasta emerytura, nie odwoła wszystkich obniżonych podatków i ponownie nie podwyższy wieku emerytalnego. Jest jasne, że Platforma programu nie ujawni, bo obawia się, że jego ogłoszenie utrudniłoby dogadanie się z innymi partiami w sprawie wspólnego startu w wyborach. A to jest przecież najważniejsze zadanie Tuska: połączyć siły, odebrać PiS-owi władzę, a potem pojechać do Brukseli po dalsze instrukcje. Niestety, ułożenie wspólnego programu może okazać się bardzo trudne. Jak przekonać lewicę do postulatów Platformy, czyli ograniczenia wydatków socjalnych i prywatyzacji państwowych firm, tak aby ich zyski trafiały do kieszeni prywatnych właścicieli, a nie do budżetu państwa? Z kolei jak przekonać PSL do żądań lewicy, czyli do małżeństw homoseksualnych, powszechnej aborcji, zmiany płci na życzenie, a może także do eutanazji dla osób w podeszłym wieku? Liderom poszczególnych partii zapewne byłoby wszystko jedno pod jakim programem się podpiszą, byleby dostać się do sejmu, ale jak przekonać wyborców?
Z jednej strony wspólna lista opozycji ułatwiałaby zadanie głosującym: mieliby przed sobą listę anty-PiS i jasny wybór: głosowanie za ograniczaniem polskiej niepodległości na rzecz wspólnego państwa, zarządzanego z Brukseli i Berlina; za likwidacją IPN i usunięciem ze szkół treści patriotycznych; za rugowaniem Kościoła z życia społecznego; za uwolnieniem od wszelkiej kontroli „nadzwyczajnej kasty” sędziowskiej oraz za wyrokami, które chronią bogatych i ważnych. Czy to wystarczy wyborcom opozycji? Tusk i zwolennicy jednej listy uważają, że tak. Co na to powiedzą ci, którzy wprawdzie zamierzają głosować na Platformę, ale którym nie podoba się antypolska postawa jej europosłów w Brukseli? Co powiedzą ci, którzy wciąż głosowali na PSL, ale którzy nie chcą aby ich dzieci nie czuły żadnego związku z Polską? Jedna lista tylko na pozór sumuje głosy wszystkich przeciwników Prawa i Sprawiedliwości. Bo jak ma postąpić umiarkowany wyborca, gdy w jego okręgu przyjdzie mu głosować na Jachirę, Lubnauer, Budkę czy Nitrasa? Może się okazać, że machnie ręką i wcale na wybory nie pójdzie. Platforma będzie jednak walczyć o jedną listę i o przewodnictwo Tuska nad całą opozycją. Będzie walczyć aż do przegranych wyborów.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia August 07 2022
606 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".