Skoro mówimy o leszczach, to na pewno warto też wspomnieć o pewnych różnicach występujących wśród przedstawicieli tego gatunku, jakie ujawniają się w zależności od typu łowiska (wody) – to znaczy, w zależności od tego, czy ryby te łowimy w rzece czy w jeziorze.
W rzekach nizinnych łowimy zwykle sztuki zdrowe i dobrze odkarmione, a jeśli na dodatek rzeką płynie czysta woda, to złowione leszcze są naprawdę smaczne (w walorach smakowych nie ustępują karpiowi). Niestety, o wiele rzadziej z rzek wyciągamy za to sztuki duże, wyrośnięte. Ale za to w rzekach prawie nigdy nie pojawia się liguloza – pasożytnicza choroba leszczy wywoływana przez tasiemca, która jakiś czas temu zdziesiątkowała leszcze żyjące w zbiorniku rożnowskim. Jeziora czy duże zbiorniki zaporowe mają z kolei tę przewagę na rzekami, że to właśnie z nich można wyciągnąć leszcze rekordowe, o których wędkarz znad rzeki może jedynie pomarzyć.
Ciekawe jest też to, że generalnie leszcze uchodzą za ryby unikające prądu. Czego w takim razie szukają one w rzekach? I dlaczego występują w nich tak licznie? Interesująca uwagę na ten temat zamieścił Wacław Strzelecki w swojej znakomitej książce „Czytać w rzece. Rozumieć ryby”. Autor ten napisał: „Okazuje się, że [leszcze] w niezbyt bystrych prądach radzą sobie całkiem nieźle, jeżeli tylko znajdują w niej żerowiska. W rzece sprzyja leszczowi nawet znaczne spłaszczenie ciała, bo gdy ustawiony pod prąd żeruje w dnie, „stając na głowie i wspierając się na pysku”, przeciwstawia płynącej wodzie swój – jakby na taką okazję specjalnie wyprofilowany – kroplokształtny przekrój poprzeczny. Może właśnie dlatego łatwiej mu żerować w umiarkowanym przepływie niż karpiowi. Poza tym umie wspaniale wykorzystywać słabe strony przeciwnych mu nurtów. Autor obserwował kiedyś młodego leszcza balansującego tuż przy brzegu w prądzie o zmiennej, chwilami wprost nie do odparcia sile. Jak zachowywała się ryba w sytuacji krańcowego na nią naporu wody? Otóż, kiedy się wydawało, że musi w walce z prądem przegrać, ona przywierała bokiem do ściany spadu, wręcz czyniła z siebie jego wyściółkę i w taki sposób prąd prześlizgiwał się po niej gładko, nie znosząc leszczyka w dół. Później niejeden raz obserwację tę potwierdzało wędkarskie doświadczenie, kiedy to ładne sztuki brały przynętę nie w wielce obiecującym plosie, ale tuż przy jego stromej ścianie”.
W tym momencie winien jestem małe wyjaśnienie dla początkujących wędkarzy. A co to takiego jest, to wspomniane przez Strzelczyka „ploso”? Otóż każdy, kto spędził choć odrobinę czasu nad rzeką wie, że w różnych miejscach rzeka może różnie wyglądać, a tym co najbardziej rzuca się w oczy jest jej zmienna głębokość. Niekiedy na tyle zmienna, że brodząc po piaszczystej mieliźnie przez nieuwagę możemy wpaść do dwumetrowego dołka. Takie nagłe zmiany głębokości są spowodowane często przeszkodami w rzece lub wynikają z jej zmiennego kształtu. I właśnie ploso zalicza się do takich zagłębień – jest to element rzeki wyraźnie głębszy od średniej głębokości. Pojawia się przy brzegu, najczęściej po zewnętrznej stronie zakola, gdzie jest też największa erozja brzegu. Ploso może też pojawić się przy brzegu za większą przeszkodą, twardszym podłożem itp. Typowe ploso jest jednak wynikiem tego, że na zakolu po jego wewnętrznej części na ogół dominuje nanoszenie materiału, natomiast na zewnętrznej stronie jego wypłukiwanie. Potocznie plosa zaliczane są do tzw. dołków. A dołek, to pojęcie, które w żargonie wędkarskim spotykamy bardzo często.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia April 09 2022
589 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".