W zeszłym tygodniu troje posłów opuściło partię Nowoczesna, wśród nich jej założyciel Ryszard Petru. Wydaje się, że historia groteskowej formacji dobiega końca. A tyle było nadziei, gdy szumnie zapowiadano, że uczeń Balcerowicza wraz z weterankami Unii Wolności, pokonają konkurentów z opozycji, a następnie obalą władzę Prawa i Sprawiedliwości. Z tych zapowiedzi i przechwałek niewiele zostało. Nie powiodły się wspólne z KOD i Obywatelami RP burdy na ulicach, nie pomogły donosy do Brukseli i Berlina, nie przekonały nikogo występy posłanek Nowoczesnej na sejmowej mównicy i na wiecach opozycji, kompromitacją zakończyła się okupacja Sejmu, podczas gdy lider partii pojechał na wakacje do Portugalii, okazało się, że głupstwo zrobił poseł Sowa z Małopolski, który z Platformy przeniósł się do Nowoczesnej, licząc na szybką, polityczną karierę. Dziś Nowoczesna staje się „przystawką” Platformy i to taką, która liczyć może jedynie na okruszki z pańskiego stołu Schetyny. Obietnice wspólnego frontu opozycji można już włożyć miedzy bajki: Nowoczesna znika, SLD odcina się od PO, Razem (nomen omen) odcina się i od PO, i od SLD, a lewacka drobnica odcina się od wszystkich. Może tylko niezawodne PSL przyklei się do Platformy w nadziei, że i tym razem zdoła przekroczyć próg wyborczy.
Nowoczesna wkracza na drogę, którą od dłuższego czasu maszeruje Kukiz, tracący co rusz kolejnych posłów. Teraz nawet Petru opuścił swoją partię, która została bez pieniędzy, bez terenowych struktur, bez programu i bez rozpoznawalnego lidera. Panie, które dziś rządzą w Nowoczesnej, może zdołałyby wygrać wybory do Rady Rodziców w jakiejś podstawówce, ale z pewnością nie wygrają wyborów parlamentarnych. Opowieści o tym, że wystawią swoich kandydatów na prezydentów czy burmistrzów miast, wyglądają dziś humorystycznie. Wyobraźmy sobie na przykład, że Nowoczesna wystawi kandydata na prezydenta Krakowa. Czy wobec starcia między posłanką Małgorzatą Wassermann, a obecnym prezydentem Jackiem Majchrowskim, taki straceniec miałby jakiekolwiek szanse? Nawet gdyby Platforma uznała, że nie ma poważnego kandydata (dotąd wymieniani byli Róża Thun i Bogusław Sonik), to i tak kandydat Nowoczesnej uzyskałby śladowy wynik. To tak, jakby ogłosić kandydaturę Kosiniaka-Kamysza, o którym mówiono, że mógłby startować jako przedstawiciel obozu obecnego prezydenta Krakowa, a który posłużył tylko jako reklamowa zagrywka Majchrowskiego.
Wszystko wskazuje na to, że polityczny układ sił w Polsce zmierza do modelu dwupartyjnego. Na razie wciąż mieści się w nim partyjna drobnica (jak Kukiz czy PSL), ale wybory rozstrzyga konkurencja między obozami prawicy i lewicowych liberałów. Polityczni nieudacznicy, którzy próbują urwać coś dla siebie, nieustannie zmieniając szyldy swoich partyjek, skazani są na poniżającą porażkę. Obserwujemy dzisiaj jak grupka Marka Jurka (nikt już nie pamięta, jak jego partia się nazywa), dawny UPR, (który wielokrotnie zmienił nazwę i dziś nikt nie wie, o co chodzi), jakiś WiS (dawniej używało się słowa wic, co znaczyło dobry dowcip), pokłócone miedzy sobą grupki narodowców oraz jeszcze bardziej skłóceni lewacy i postkomuniści – wszystkie te polityczne drobiny wierzą w cud i w pozyskanie wyborców. Nic z tego, w polityce nie zdarzają się cuda.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia May 25 2018
791 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".