Rybami, które łowić można już wczesną wiosną są jelce. Te srebrzyste rybki, w naszych wodach dorastające do dwudziestu, góra trzydziestu centymetrów łowione są przez wielu wędkarzy, którzy mylą je niekiedy z kleniem, z którym jelce są blisko spokrewnione. Ba, nawet doświadczonym rybołowom zdarza się pomylić młode jelce z młodymi klonkami. Są bardzo do siebie podobne. Zwłaszcza te młode. Najprościej odróżnić jelca od klenia po płetwie odbytowej – u tego pierwszego płetwa ta jest równa lub lekko wcięta, a u klenia – zaokrąglona. Jelce mają też niżej położony pysk (przecięcie jego ust znajduje się na krawędzi dolnego brzegu oka). Pysk klenia jest po pierwsze większy, a po drugie najwyższy punkt jego pyska znajduje się na poziomie oka.
Jelce lubią piasek i żwir. Nie przepadają za wielkimi przestrzeniami. Dlatego warto ich szukać u wylotu sypiących piasek strumieni wpadających do większych rzek, w pobliżu żwirowni czy piaskarni. W większych rzekach też wybiera odcinki o żwirowatym dnie – takie jakie na przykład powszechnie spotykamy w Dunajcu. Ktoś zauważy przytomnie – ależ to przecież woda typowa dla brzany! Tak, bo jelec jest właściwie mieszkańcem krainy brzany. I jeśli złowimy jelca, z dużym prawdopodobieństwem możemy spodziewać się również brzany.
Jelce najczęściej łowi się na różne techniki spławikowe. Żyłka główna – z uwagi na niewielkie gabaryty tej ryby – nie powinna być zbyt gruba. W zupełności sprawdzi się piętnastka. Haczyki nr 10-12. Jelce, podobnie jak ich pobratymce klenie, są łakome i gęby (chociaż niewielkie) mają nie od parady. W charakterze przynęty najlepiej sprawdzają się czerwone robaki. Przed wyprawą nad wodę, dobrze jest do pojemnika z robakami dorzucić trochę fusów po kawie albo dosypać łyżeczkę kawy rozpuszczalnej – ale koniecznie kawy z kofeiną. Bo kofeina działa na pierścienice jak na każde inne stworzenie. Podniecone kofeiną robaki kręcą się na haczyku przez kilkanaście minut, skutecznie wabiąc ryby.
Nestor polskiego wędkarstwa i autor poczytnego kiedyś „Poradnika wędkarskiego”, Józef Wyganowski pisał: „Na wiosnę znajdziemy jelca na głębokości 2-4 m, w wodach o niezbyt szybkim prądzie. Do połowu używamy zestawu przepływankowego ze spławikiem dostatecznie lekkim i delikatnym, lecz przygotowanego na uderzenie grubszej ryby, np. klenia, jazia lub brzany. Kołowrotek jest niezbędny. Przynęta w tym okresie ogranicza się do czerwonych robaczków oraz larw owadów ochotkowatych.
W miarę ocieplania się wody i wzrostu roślinności jelec przenosi się na miejsca płytsze o żywszym prądzie, a więc poniżej przykos, spiętrzeń, młynówek. W okresach chłodniejszych żeruje przy dnie na głębokości 1.0-1,5 m, przy wyższych temperaturach – w górnych warstwach wody”.
A więc, pora na jelce. Bo jelce cieszą wielce. A z jednej wyprawy można przywieźć nawet i trzydzieści pięknych jelczyków. Po co? Ano po to, aby je skonsumować. Niektórzy piszą co prawda, że jelce są niesmaczne, ale inni uważają, że smażone na gorącym tłuszczu są po prostu przepyszne. Cóż, wszystko jest kwestią indywidualnych gustów i smaków.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia April 07 2017
761 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".