Pierwszą połowę września mieliśmy wyjątkowo ciepłą, a nawet można powiedzieć – upalną. Druga połowa miesiąca nie będzie nas już obdarzać tak wysokimi temperaturami, ale jak zapowiadają synoptycy, co prawda ma być trochę chłodniej, ale słońca nie powinno zabraknąć. Cóż, po prostu nieubłaganie zbliża się jesień. I jeśli będzie to tzw. złota polska jesień, z zamglonym słońcem, kolorowymi bukietami liści, z wszechobecnym babim latem, jeśli będzie to jesień w miarę ciepła, to jeszcze będzie można zapolować – zarówno na białą rybę (woda po lecie i po ostatnich tygodniach jest wystarczająco ciepła) jak i na drapieżniki, które zaczną dobrze żerować (przede wszystkim szczupaki i sandacze).
Wraz z obniżaniem się temperatury leszcze czy karpie będą brały coraz gorzej, ale szczupaki czy sandacze zapewnią nam prawdziwe eldorado. Zwłaszcza sandacze, które najlepiej biorą we wrześniu i październiku właśnie. Jak wynika z zestawień publikowanych przez „Wiadomości Wędkarskie”, najwięcej „medalowych” sandaczy złowiono jesienią. Na drugim miejscu było lato – wyraźnie mniej „medalowych” sandaczy złowiono wiosną i zimą (zimną najmniej).
Co ciekawe, najwięcej dużych sandaczy złowiono w dni pochmurne. Być może wiąże się to z tym, że sandacz źle znosi światło słoneczne. Dlatego w dni słoneczne najbardziej skuteczne są połowy we wczesnych godzinach rannych i w późne popołudnia. W październiku słońce nie jest już takie ostre. Dlatego najkorzystniejszą porą połowu tej ryby w październiku jest wczesne popołudnie. Z tej ostatniej uwagi wynika to, że można się i wyspać i połowić.
Na sandacze na pewno warto się teraz wybrać. A złowić je można niemal pod domem (mam na myśli wędkarzy z Nowej Huty i Krakowa). Piękne sztuki chodzą w zbiorniku w Zesławicach, w Przylasku Rusieckim, a także w Brzegach. Nieco dalej od domu, na sandacze warto zapolować w Jeziorze Rożnowskim. Przed laty nasłuchałem się prawdziwych legend o tamtejszych sandaczach, ale i dzisiaj wyciągnąć można tam niezłą sztukę. A sandacze potrafią wyrosnąć. Rekord krajowy z 1980 roku (o ile wiem, nie został jeszcze pobity), to sandacz o wadze 15,6 kg, który mierzył 109 centymetrów. Sporo. I, co ciekawe, był to jedyny zgłoszony „medalowy” sandacz, który złowiony został na… żabę ścierniówkę. Bo najwięcej okazów złowionych zostało na żywca (przeważnie na małe ukleje), na drugim miejscu uplasowali się spinningiści łowiący na wahadłówki, na miejscu kolejnym ci, którzy na haczyku zawiesili martwą rybkę, na miejscu czwartym uplasowali się spinningiści łowiący na blaszki obrotowe i na ostatnim ci, którzy postanowili sandacza zainteresować rosówką. Tak wygląda ranking przynęt, na które złowiono „medalowe” okazy. Zdarza się oczywiście, że ładny sandacz połakomi się na przynętę, której nie wymieniłem. Tak jak paręnaście lat temu połakomił się na ziarno kukurydzy zawieszone na haczyku wędki mojego kolegi od kija – Leszka. Obaj o tym zdarzeniu wspominamy do dzisiaj.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia September 23 2016
965 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".