Od początku lat dziewięćdziesiątych przedstawiciele elit rządzących mówili o potrzebie reprywatyzacji, czyli zwracaniu byłym właścicielom majątków odebranych w przeszłości przez państwo. Im więcej mówili, tym mniej robili. Co prawda wszyscy byli zgodni, że według zasady sprawiedliwości, trzeba zrekompensować poniesione przez byłych właścicieli straty, ale trwały spory jak tego dokonać. Z reguły największą przeszkodą były duże pieniądze, które na ten cel trzeba byłoby zabezpieczyć w budżecie. Tymczasem dzika reprywatyzacja trwała w najlepsze. Zupa dopiero wylała się w Warszawie, gdy wyszły na jaw przekręty związane z oddawaniem majątku osobom do tego nieuprawnionym. Teraz wszyscy nagle dostali przyspieszenia, aby sprawę wyjaśnić i rozwiązać na przyszłość.
Najbliżej reprywatyzacji był rząd Jerzego Buzka, który ustawę przeprowadził przez Parlament, ale zawetował ją prezydent Aleksander Kwaśniewski. Wyliczenia rządowe mówiły o ok. 170 tys. spodziewanych wnioskach o zwrot utraconej własności i łącznym koszcie zobowiązań w granicach 44 mld zł. Tymczasem stowarzyszenia byłych właścicieli wyliczyły, że wniosków może być co najmniej ćwierć miliona na kwotę 69 mld zł. Zatem nic dziwnego, że ówczesny prezydent to zawetował. Rząd Jarosława Kaczyńskiego nie zdążył, albo nie chciał zająć się tą sprawą, a następcy z PO nie chcieli tego rozwiązać i do końca nie wiadomo dlaczego.
Tak jakby nie można było skorzystać z doświadczeń innych państw środkowoeuropejskich. Przykładowo Węgrzy dokonali reprywatyzacji za 10 proc. wartości utraconych majątków i zamknęli sprawę raz na zawsze. My dalej się spieraliśmy, a hochsztaplerzy dokonywali przekrętów. Warszawa obecnie jest najgłośniejsza, bo tam obowiązywał dekret Bieruta i władze miejskie były w większym stopniu zaangażowane w sprawę reprywatyzacji. W Krakowie władze miejskie nie wiele miały do powiedzenia, ale tutaj sądy, notariusze i adwokaci też mają swoje za uszami. Także cenne kamienice zostały przejęte przez cwanych ludzi pozyskujących „uprawnienia” do majątku znacznej wartości.
Reprywatyzacja trwa w najlepsze w oparciu o wyroki sądowe mimo braku ustawy reprywatyzacyjnej. Nawet w Nowej Hucie mamy z tym przykre doświadczenia. Grunty odzyskują następcy byłych właścicieli i sprzedają je deweloperom budującym szybko i beztrosko nowe bloki, placówki handlowe i biurowe. Przekonali się o tym mieszkańcy os. Piastów, Złotego Wieku i Kolorowego, a najbardziej dotkliwie odczują to ci co mieszkają w Czyżynach przy dawnym lotnisku. Tutaj reprywatyzacja sięgnęła okresu przedwojennego i grunt po byłym lotnisku odzyskali potomkowie byłych właścicieli, którzy sprzedali go na pniu firmie, która wykorzystała niedoskonałe polskie prawo i w oparciu o WZZiT buduje potężne osiedle. Zlikwidowano korytarz powietrzny i rezerwę gruntu na przyszłe ciągi komunikacyjne. Powstają potężne bloki, w których zamieszkają ludzie, którzy będą mieli problemy z zaparkowaniem swojego samochodu, skorzystaniem z dojazdów do swoich mieszkań, już nie mówiąc o infrastrukturze potrzebnej tysiącom nowych mieszkańców. Przecież deweloper nie wykonuje potrzebnych mieszkańcom inwestycji, bo jego celem jest jedynie oddanie jak największej liczby mieszkań i osiągnięcie maksymalnego zysku.
Najwyższy czas przyjąć ustawę reprywatyzacyjną na miarę możliwości naszego kraju i zakończyć dziką reprywatyzację.
SŁAWOMIR PIETRZYK
· Napisane przez Administrator
dnia September 09 2016
1212 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".