Ka¿dy, kto swoj± przygodê z wêdkarstwem rozpoczyna³ w dzieciñstwie lub we wczesnej m³odo¶ci, w swojej pamiêci ma zachowane ³owiska szczególne – otoczone sentymentem, obros³e wspomnieniami, z kolejnymi latami koloryzowane, a nawet wrêcz idealizowane. Ja, wraz z Andrzejem, równie¿ mieli¶my takie ³owisko. By³a to niewielka, poro¶niêta soczyst± traw±, ukryta w¶ród lasów polana nad jeziorem czchowskim. Znajdowa³a siê po wschodniej stronie jeziora i aby tam dotrzeæ trzeba by³o najpierw przeprawiæ siê promem do Tropa, pó¼niej skrêciæ w lewo i, id±c obok miejscowego parafialnego cmentarza, skierowaæ siê w stronê lasu. Tam le¶n± ¶cie¿k± sz³o siê oko³o 20 minut i wychodzi³o w³a¶nie na tê polanê.
Ile¿ my¶my siê tam ryb na³owili… P³oci, karasi, leszczy, szczupaków i sandaczy. Je¼dzili¶my tam jako kilkunastoletni ch³opcy, a pó¼niej jako m³odzi mê¿czy¼ni, od kilku lat ¿onaci. Którego¶ roku kto¶ wybudowa³ tam drewniany pomost, który wchodzi³ w g³±b jeziora na jakie¶ osiem, czy dziesiêæ metrów. To jeszcze bardziej poprawia³o atrakcyjno¶æ ³owiska. Warunki do wêdkowania by³y tam niemal idealne. Prawdziwy wêdkarski raj. Andrzej, jako kilkunastoletni ch³opak, spêdzi³ kiedy¶ na tej polance samotn± noc w namiocie. Jak pó¼niej opowiada³, gdy po pierwszej w nocy wszed³ do namiotu, poczu³ siê lekko nieswojo, nas³uchuj±c przeró¿nych odg³osów z pobliskiego lasu. Ale op³aci³o siê. Przed ¶witem z³owi³ jednego z najwiêkszych swoich leszczy. Do dzisiaj wspomina tê nocn±, samodzieln± wyprawê z niek³amanym sentymentem.
Pó¼niej, nie bardzo wiadomo dlaczego, przestali¶my tam je¼dziæ. Jako¶ tak siê sk³ada³o, ¿e wybierali¶my inne ³owiska. Zreszt± zbiornik czchowski w tym czasie ulega³ sta³ej degradacji – zamulenie zwiêksza³o siê z roku na rok. Coraz mniej by³o te¿ w nim ryb. Ale niejeden raz, zarówno ja, jak i Andrzej, jad±c samochodem w kierunku Nowego S±cza patrzyli¶my z nostalgi± na polankê po drugiej stronie jeziora.
I w³a¶nie Andrzej, od kilku tygodni zacz±³ namawiaæ mnie, by¶my wybrali siê na tê polanê. Po latach. - Z drogi polanka robi dobre wra¿enie. Jakby nic siê nie zmieni³o. Pojechaliby¶my tam którego dnia pó¼nym popo³udniem i zostali na noc – zachêca³ do odwiedzenia ³owiska naszego dzieciñstwa. W plan postanowili¶my wci±gn±æ Leszka, który nigdy na tej polance nie by³. Pozosta³o tylko znale¼æ pasuj±ce nam wszystkim dwa wolne dni – a w³a¶ciwie jedno wolne popo³udnie i nastêpny wolny dzieñ. Oczywi¶cie w grê wchodzi³y równie¿ warunki pogodowe. Trudno przecie¿ siedzieæ na bezludziu, w ulewnym deszczu przez ca³± noc i nastêpny dzieñ, brodz±c po mokrej trawie.
Uda³o siê znale¼æ dogodny dla wszystkich termin: czwartek i pi±tek, 20 i 21 sierpnia. Prognozy pogody by³y zachêcaj±ce. Niedawne upa³y skoñczy³y siê. Zapowiadano pogodê bez deszczu. Postanowili¶my z Leszkiem wyjechaæ z Nowej Huty o 16.30, po zakoñczeniu przez niego pracy. Andrzeja mieli¶my zabraæ ze wsi, gdzie spêdza³ tegoroczny urlop. Przed promem w Wytrzyszczce stanêli¶my o 18.30, a po kolejnych piêtnastu minutach podjechali¶my pod las. Tam zostawili¶my samochód. Objuczeni sprzêtem weszli¶my na le¶n± ¶cie¿kê, która mia³a doprowadziæ nas do wêdkarskiego raju naszego dzieciñstwa.
Jakub Kleñ
(Ci±g dalszy za tydzieñ)
· Napisane przez Administrator
dnia August 27 2015
857 czytañ ·
Ten serwis u¿ywa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przegl±darki oznacza zgodê na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowi± tylko czê¶æ materia³ów, które w ca³o¶ci znale¼æ mo¿na w wersji drukowanej "G³osu - Tygodnika Nowohuckiego".