[2015.06.25] Przed nami lato – leszcze wzywają (III)
Leszcze łowić można różnymi metodami. Ja szczególnie lubię zarzucić gruntówkę bez spławika i czekać na magiczny ruch sygnalizacyjnej bombki. Zwłaszcza jeśli okolica jest malownicza, takie siedzenie z dwoma kijami daje wiele przyjemności. Tak jest zarówno nad zbiornikiem zaporowym w Czchowie jak i nad jeziorem rożnowskim. Bo te miejsca, to nie tylko woda, ale także wyjątkowej urody obrośnięte lasami okoliczne wzgórza. W lecie cieszące oko soczystą zielenią, a jesienią mieniące się dziesiątkami barw – od żółci, przez brązy, szkarłaty, zielenie… A gdy do tego siedzimy gdzieś samotnie na małej łączce, przy niewielkim ognisku, to czy można wyobrazić sobie piękniejszy dzień?
Zarzucają na dalsze odległości często stykamy się ze zjawiskiem ciągłego napinania żyłki przez powierzchniowe prądy. Bombka wędruje wtedy w górę, wskaźnik dźwięku co chwilę piszczy, a my się denerwujemy. Nie bardzo pomaga ściągnięcie zestawu i zarzucenie go na nowo, bo sytuacja znowu się powtarza. Jak temu zapobiec? Ja w takiej sytuacji obciążam bombkę jedną lub dwoma śrucinami założonymi tuż pod nią, na linkę łączącą ją z podpórką. Z reguły to wystarcza.
Niektórym przy łowieniu leszczy na duże odległości problem sprawia właściwe zacinanie biorącej ryby. Najlepiej zacinać długim, obszernym ruchem w płaszczyźnie zgodnej z kierunkiem odchodzącej od szczytówki żyłki. W wodach płytkich będzie to zacięcie w bok, prawie równoległe do powierzchni wody, nie wyrywające żyłki nad powierzchnię. W wodach głębokich, kiedy żyłka tworzy ze szczytówką duży kąt, można próbować zacięcia w górę, ale nawet wtedy lepiej jest ciąć w bok i jednocześni w górę.
Łowiący leszcze zwracają czasami uwagę na fałszywe brania. Zarzucamy zestaw, po chwili bombka idzie w górę, zacinamy i… nic. Znów zarzucamy, mija kilka minut, bombka znów idzie w górę, zacinamy i… znowu nic. Z czego może wynikać taka sytuacja? Niekoniecznie z tego, że nie potrafimy skutecznie zaciąć biorącego leszcza. Otóż, kiedy większość gatunków ryb kończy tarło, leszcze właśnie grupują się w największe stada i stają się wyjątkowo ruchliwe. Gonitwy, szaleńcze chlapania przeciągają się aż do lipca. Takie rozpędzone w tarłowych gonitwach ryby często trącają żyłkę. Dotyczy to zwłaszcza samców, których głowy i płetwy pokryte są szorstką wysypką tarłową, co wielokrotnie zwiększa możliwość zaczepienia o żyłkę. Podobnie dzieje się, gdy leszcze intensywnie żerują w większym stadzie. Także wtedy łatwiej o przypadkowe potrącenie żyłki płetwą lub otarcie się o nią bokiem. Kiedy przestajemy już być pewni jakiegokolwiek brania, zastosujmy prostą sztuczkę – zarzućmy do wody zestaw z gołym haczykiem, bez przynęty. Jeśli brania były prawdziwe, teraz na pewno już ich nie będzie (a zacięciowe pudła były efektem naszej nieudolności). Jeśli jednak bombka co rusz i tak będzie szła pod kij, spróbujmy zarzucić w inne miejsce, na przykład na obrzeża żerującego stada, gdzie prawdopodobieństwo przypadkowego potrącenia żyłki przez leszcza wyraźnie się zmniejszy.
I to tyle może na temat leszczy. Teraz czas spakować sprzęt i zobaczyć jak to wszystko sprawdza się w praktyce, nad wodą.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia June 25 2015
880 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".