Bary mleczne odgrywają istotną rolę w zbiorowym żywieniu Polaków. Istnieją one od lat, sięgając czasów głębokiego PRL-u. Można w nich było tanio i smaczne zjeść tradycyjne polskie potrawy. Nigdy nie brakowało pierogów, naleśników i różnego rodzaju zup. Oczywiście na śniadanie można było zjeść smaczne kanapki, czy jajecznicę, a dawniej nawet jajka po wiedeńsku, czyli na miękko w szklance i popić kawą zbożową, czy kakao. Faktem jest, że te placówki gastronomiczne były od lat dofinansowane z budżetu państwa w różnej skali. Nie było z tym problemów w PRL, gdzie bary traktowano w pewnym sensie jako ukryte dopłacanie do pomocy społecznej, która w państwie socjalizmu realnego była czymś wstydliwym. Nie było rozwiniętej pomocy społecznej, ale sponsorowane przez państwo bary mleczne kwitły.
Po roku 1990 bary mleczne zostały przetrzebione, ale na szczęście pozostały i państwo nadal je dofinansowywało. Czyniło to z różnymi wstrętami, jako pozostałości reliktu postkomunistycznego, ale zdając sobie sprawę z ich roli, nie śmiało ich zlikwidować. Natomiast co jakiś czas próbowano zaostrzyć politykę państwa wobec barów mlecznych starając się ograniczyć dotacje budżetowe do nich kierowane. Już w latach dziewięćdziesiątych próbowano ograniczyć dotacje do barów mlecznych. Ich obrony podjął się NSZZ Solidarność, zdając sobie sprawę jaką rolę te placówki odgrywają w żywieniu mniej uposażonych Polaków. Pamiętam jak na łamach „Głosu” pilotowałem akcję prowadzoną przez nowohucianina Kazimierza Kubraka, wówczas szefa Sekcji Spółdzielczości Spożywców NSZZ Solidarność, w obronie barów mlecznych, który zresztą od lat korzystał z tych placówek. Akcja zakończyła się sukcesem i udało się obronić bary mleczne. Jednak co jakiś czas sprawa powracała. Rządzący co prawda, wprost, nie chcieli zlikwidować dotacji budżetowej do tej gastronomii, ale wymyślali pośrednie ograniczenia, które miały do tego doprowadzić.
Wiadomo, że dotacja do barów mlecznych nie obejmowała mięsa. Próbowano zatem ograniczać dotacje do potraw, gdzie ono się pojawiało w formie szczątkowej, a nawet tłuszczu zwierzęcego. Zatem, tam gdzie pojawiała się okrasa ze słoniny nie daj Boże boczku, próbowano wstrzymywać dotacje. Tylko jak zjeść pierogi ruskie bez okrasy, czy grochówkę bez odrobiny kiełbasy, czy boczku? Sprawa była prosta, wystarczyło nie dofinansowywać tych składników, ale próbowano wstrzymać dotacje do całej potrawy!? Ostatnio próbowano zakazać pieprzu i innych przypraw jak np. majeranek. Ministerstwo Finansów próbowało tylko zezwolić na używanie soli i octu!? Po protestach między innymi w Nowej Hucie, gdzie na szczęście PSS Społem Nowa Huta prowadzi jeszcze cztery bary mleczne, ministerstwo wycofało się z tego pomysłu. No bo jak gotować potrawy bez używania przypraw?
Za to MOPS w Krakowie w „zmanipulowanym” przetargu, moim zdaniem, pozbawił bar „Bieńczycki” obsługi osób wspieranych przez tę instytucję. Jest to kolejny zamach na bary mleczne w Nowej Hucie i mimo okrągłego wytłumaczenia złożonego na moją interpelację w Radzie Miasta uważam, że jest to nie do końca w porządku. Będę temu przyglądał się z uwagą, jak w Krakowie „Ktoś” próbuje zlikwidować bary mleczne i kiedyś to dokładnie opiszę.
SŁAWOMIR PIETRZYK
· Napisane przez Administrator
dnia March 27 2015
989 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".