Afera podsłuchowa, która ujawniła degenerację rządu Platformy i PSL, wywołała polityczny kryzys, który na chwilę zagroził ekipie Tuska. Początkowo nawet "zaprzyjaźnione" media uznały, że granica społecznej odporności została przekroczona, a rozmaici rządowi potakiwacze, celebryci, "niezależni" politolodzy i komentatorzy, zaczęli krzywić się z obrzydzeniem, odkrywając ciemne strony oblepiającego Polskę układu. Nie trwało to jednak długo, dziennikarze "głównego nurtu" bardzo szybko zostali przywołani do porządku, a celebrytom przypomniano, od kogo zależy wysokość ich gaży. Zamiast natychmiast pozbyć się skompromitowanych ministrów, Tusk zapowiedział ściganie i ukaranie sprawców podsłuchów. Dlaczego? Bo wyrzucenie Sikorskiego czy Sienkiewicza oznaczałoby przyznanie, że od czasu afery hazardowej, gdy z rządowymi posadami i partyjnymi funkcjami musiało pożegnać się paru wpływowych polityków Platformy, wszystko zmieniło się na gorsze. Dziś trudno jest pozbyć się kogokolwiek, bo po pierwsze zawali się cała „układowa” konstrukcja Platformy, a po drugie, kto przyjdzie do takiego rządu na parę tygodni, a najwyżej miesięcy, przed jego upadkiem?
Tusk musiał szybko przejść do ofensywy. Gdy ludowcy zaczęli grymasić w sprawie Sienkiewicza i pojawiła się obawa, że poprą wniosek Prawa i Sprawiedliwości o jego odwołanie, do biur i pokoju hotelowego szefa klubu parlamentarnego PSL wkroczyli funkcjonariusze CBA i przeprowadzili rewizje, poszukując dowodów przestępstwa. Ludowcy odważyli się przez chwilę ponarzekać na wywieraną na nich presję, ale zaraz potem posłusznie zagłosowali w obronie Sienkiewicza. Podobno Tusk postraszył ich przyspieszonymi wyborami.
Teraz lekarstwem ma być czas. Według rządowych doradców, Polacy po okresie urlopów powinni zapomnieć o aferze, a w każdym razie o treści skandalicznych rozmów. Uczestnicy tych zakrapianych biesiad są odporni na wszelką krytykę i będą udawać, że nie zrobili niczego nagannego, zresztą dzięki ujawnionym nagraniom dobrze wiemy, czego można spodziewać się po Belce, Sikorskim czy Sienkiewiczu. Ktoś trafnie napisał, że jest tak, jakby mafiozi z prowincjonalnego miasteczka sięgnęli po władzę w państwie.
Co się stanie, gdy jednak Polacy nie zapomną o łamaniu konstytucji, kpinach z prawa, czy podważaniu polskiej racji stanu? Tusk łatwo władzy nie odda. Dla niego demokracja kończy się tam, gdzie zaczynają procedury odwołania jego rządu. Ekipa kurczowo trzymająca się władzy gotowa jest na wszystko. Dla niej przegrane wybory to nie tylko perspektywa politycznych emerytur, to także śledztwa, kontrole, zeznania w prokuraturze (już niekoniecznie usłużnej), sądowe procesy, nawet Trybunał Stanu. Dlatego w swojej obronie może sięgnąć po prowokację, fałszywe oskarżenia, nawet użycie siły. Ponieważ najważniejsze państwowe instytucje zostały obsadzona przez ludzi obozu politycznego, który z pogardą odnosi się do przestrzegania jakichkolwiek zasad, można spodziewać się różnych wariantów takiej akcji. Od próby zniszczenia opozycji, także przy użyciu służb specjalnych czy policji, poprzez unieważnienie wyborów, aż po zamach stanu, przedstawiany jako obrona demokracji. Władza w rękach ludzi, dla których liczy się tylko własny interes, jest nie tylko szkodliwa, ale także niebezpieczna.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia July 17 2014
1027 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".