W zimowe wieczory, zamiast nad wod± siedzimy najczê¶ciej nad wêdkarsk± pras± i czytamy po¶wiêcone tej problematyce ksi±zki. Od czasu do czasu przejrzymy sprzêt, przetrzemy z kurzu ko³owrotki, machniemy w powietrzu kijem, by sprawdziæ, czy zachowa³ dotychczasow± sprê¿ysto¶æ. A po za tym? Wspominamy wyprawy z poprzednich sezonów i obiecujemy sobie, gdzie pojedziemy na ryby w rozpoczêtym w³a¶nie roku.
W niedzielny wieczór, przegl±daj±c jedn± z ksi±¿ek po¶wiêconych wêdkowaniu natkn±³em siê na rozdzia³ zadedykowany kie³biom. Od razu od¿y³y wspomnienia z dzieciñstwa. Bo to w³a¶nie kie³bie, a nie p³otki czy karasie, by³y pierwszymi z³owionymi przeze mnie rybami. Jako dziecko wakacje spêdza³em zawsze w Por±bce Uszewskiej, nad potokiem Nied¼wied¼. Potok ten wszyscy we wsi nazywali oczywi¶cie rzek±, ale oficjalnie by³ to potok – przynajmniej tak mo¿na by³o przeczytaæ na tablicy umieszczonej przed wjazdem na most. By³a to (i tak jest do dzisiaj) woda typowo podgórska – p³yn±ca w do¶æ g³êbokim w±wozie, zimna i dobrze natleniona. Kiedy¶ by³a te¿ krystalicznie czysta. Przyje¿d¿ali tam wêdkarze z Brzeska, Tarnowa, a nawet z Krakowa, by polowaæ na pstr±gi i dorodne klenie. My, ma³e wówczas ch³opaczki, zadowalali¶my siê kie³biami. Do leszczynowych patyków przywi±zywali¶my ¿y³kê, na ni± nawlekali¶my sp³awik zrobiony z kawa³eczka kory, a ca³o¶æ koñczyli¶my haczykiem zrobionym z kawa³ka niewielkiej agrafki (prawdziwych haczyków d³ugo nie mieli¶my, poniewa¿ móg³ je kupiæ tylko w³a¶ciciel karty wêdkarskiej). Na taki haczyk zak³adali¶my niewielkie, wykopane z ziemi lub gnoju czerwone robaki i zarzucali¶my nasze kije. Z³owione kie³bie trzymali¶my w du¿ym s³oiku z wod±, a po ³owieniu wypuszczali¶my je z powrotem do rzeki. Zreszt± có¿ innego mogliby¶my z nimi zrobiæ? Mierzy³y przeciêtnie od dziesiêciu do dwunastu, góra piêtnastu centymetrów. Z haczyka, który nie mia³ zadziora schodzi³y bez problemu, zachowuj±c dobr± kondycjê. Pstr±ga ani klenia nie uda³o nam siê wówczas z³owiæ – mo¿e dlatego, ¿e nad wod±, jako siedmio-, o¶mioletni ch³opcy robili¶my w sumie do¶æ du¿o zamieszania. A niewielkie kie³bie, do specjalnie p³ochliwych nie nale¿a³y. Wystarczy³o, by¶my posiedzieli cicho przez piêæ i minut i ju¿ wraca³y na swoje stanowiska w p³ytkiej wodzie. To dzieciêce wêdkowanie musia³o byæ wyj±tkowym prze¿yciem dla ma³ych brzd±ców, skoro pamiêtam tamte klimaty po piêædziesiêciu latach. Pó¼niej, gdzie¶ w po³owie lata sze¶ædziesi±tych, woda w rzece stawa³a siê coraz bardziej zanieczyszczona i kie³bi zaczê³o ubywaæ. Wreszcie zniknê³y ca³kowicie. Jak ju¿ kiedy¶ wspomina³em, w ostatnich latach sytuacja zaczyna siê poprawiaæ i do Nied¼wiedzia znów wraca ¿ycie. Spotkaæ w nim mo¿na ju¿ pstr±gi, ukleje, klenie…, ale kie³bi, jak na razie, jeszcze tam nie widzia³em.
Pisz±c o kie³biach, m³odszym wêdkarzom warto przypomnieæ, ¿e dwa gatunki kie³bi objête s± ca³kowit± ochron± (zakazem po³owu) – to kie³b bia³op³etwy i kie³b Kesslera. Mniej obeznani z rybami wêdkarze mog± za kie³bia wzi±æ równie¿ (trochê do nich podobne, zw³aszcza, gdy s± ma³e) piskorza i kozê – a te gatunki równie¿ s± prawnie chronione.
Jakub Kleñ
· Napisane przez Administrator
dnia February 06 2014
1170 czytañ ·
Ten serwis u¿ywa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przegl±darki oznacza zgodê na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowi± tylko czê¶æ materia³ów, które w ca³o¶ci znale¼æ mo¿na w wersji drukowanej "G³osu - Tygodnika Nowohuckiego".