Wielu tzw. poważnych wędkarzy nie interesuje się specjalnie stawami. Tymi niewielkimi, zacisznym zbiornikami, w których zestaw z łatwością można zarzucić niemal na środek wody. Gdzie można znaleźć spokój, a wędkowanie może stać się czasem świetnego relaksu. Co prawda stawy w Polsce nie występują już w takiej obfitości jak kiedyś. Rozrastające się miasta, zanik wiejskich młynów i melioracja gruntów sprawiły, że wiele stawów zniknęło z krajobrazu. Sam pamiętam z dzieciństwa kilka takich zbiorników, które dzisiaj już nie istnieją. Ale jeszcze trochę zostało.
Do najczęściej spotykanych w stawach ryb należą: karasie, wzdręgi, płocie, liny, leszcze, okonie, czasami karpie, a w niektórych, tych trochę większych, spotkać można nawet szczupaka czy sandacza. Duże okazy w mniejszych stawach są rzadkością, gdyż zmuszone do rywalizacji o ograniczoną ilość pokarmu ryby często karłowacieją. Pamiętam staw z dzieciństwa, usytuowany pod lasem, na krańcu wsi, gdzie spędzałem wakacje. Staw pośród łąki, wokół którego rosło trochę leszczyny. Był niewielki, ale za to pełen karasi. Ryby brały tam jak oszalałe. Praktycznie na każdą przynętę: kawałek skórki od chleba, na czerwonego gnojaczka czy nawet na złapaną i nadzianą na haczyk zwykłą muchę. Tyle tylko, że największy złowiony przeze mnie tam karaś mierzył jakieś dwanaście, trzynaście centymetrów. Ten niewielki staw z roku na rok zamulał się coraz bardziej, a gdy kilkanaście lat temu udałem się w to miejsce gnany sentymentem, po stawie nie było już śladu. Ale są stawy, w których z powodzeniem można złowić dochodzące do półtora kilograma leszcze czy liny lub półkilogramowe okonie. Czasem w takich stawach można spotkać hybrydy – gdy w niezbyt wielkim zbiorniku istnieje praktycznie jedno tarlisko, a żyją w nim wzdręgi, płocie i leszcze, często dochodzi do krzyżowania się tych gatunków.
Lubię w ciepłe czerwcowe popołudnie zjawić się nad takim stawem, tylko po to by obserwować wodę. Przychodzę bez sprzętu. Wypatruję śladów żerujących ryb. Obserwuję wodną roślinność. Kołysząca się pałka szerokolistna może zdradzać obecność lina, karpia lub leszcza, buszującego między łodygami. Poruszenie lilii wodnych często wskazuje na żerującą wzdręgę, która obskubuje ślimaki wodne z łodyg i liści. Widoczne czasami pod powierzchnią wody zmącenia to niechybny sygnał, że liny lub leszcze przesiewają muł z dna w poszukiwaniu pożywienia. A niewielkie zawirowania lub kręgi rozchodzące się na powierzchni wody zdradzają wzdręgi polujące na owady. Wypatruję także na wodzie pęcherzyków powietrza. Liny wypuszczają dość charakterystyczne skupiska bąbelków wielkości główki do szpilki. Większe bąbelki mogą zdradzać żerującego karpia lub leszcza. Ale takie bąbelki trzeba obserwować przez dłuższą chwilę. Bo jeśli nieprzerwanie wydostają się z tego samego miejsca, to prawdopodobnie mamy do czynienia z wydobywającym się z dna gazem. Ale jeśli bąbelki „wędrują”, wydobywają się w różnych miejscach, z pewnością jest to dzieło jakiejś ryby.
I jeszcze jedno. Wędkując nad stawem nie przesadzajmy z zanętą (im mniejszy zbiornik, tym mniej zanęty). Bo nie skonsumowana przez żyjące w wodzie ryby, po prostu skwaśnieje, pogarszając jakość wody.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia March 14 2013
914 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".