Wydawało się, że przez kilka tygodni będziemy odpoczywać od polityki, a kontrolowane przez Platformę media zajmą się Olimpiadą, od czasu do czasu przeplatając programy wiadomościami o kolejnych upadających biurach podróży, których klientów trzeba teraz na nasz koszt (czyli podatników) ściągać z różnych stron świata. Tymczasem okazuje się, że jest inaczej.
Afera „taśmowa”, czyli wpadka polityczna PSL-u, w rezultacie której stracił stanowisko minister rolnictwa, podobno będzie mieć ciąg dalszy. W Warszawie mówi się o kolejnych taśmach, których ujawnienia oczekują dziennikarze. Przy okazji niektóre prorządowe media straciły głowę i przepuściły parę informacji niewygodnych dla władzy. Okazało się, że minister Grad, który zrezygnował z poselskiego mandatu, aby zająć się kierowaniem państwową spółką, będzie zarabiał 110 tysięcy miesięcznie. Minister zaprzecza, ale równocześnie odmawia informacji, ile na prawdę wyniosą jego zarobki. Okazało się również, że ogromne premie wypłacano w ministerstwie gospodarki. Pisze się także i mówi o podejrzeniu afery w ministerstwie edukacji. A przecież całkiem niedawno było głośno o przekrętach w ministerstwie cyfryzacji.
Wszystko to pokazuje, iż Platforma i PSL poczuły się już tak pewne siebie, że nawet nie kryją się z okradaniem państwa za pomocą gigantycznych wynagrodzeń i premii. A wszystko to w czasie, gdy rząd ubolewa nad koniecznością oszczędności, spowodowanych kryzysem, oczywiście w Grecji, bo w Polsce obowiązuje teoria „zielonej wyspy”.
Ponieważ w sondażach spada poparcie dla rządzącej partii (PO ostatnio straciła 5 procent), wykorzystano lato do przepchnięcia ustawy, która poważnie ogranicza prawa opozycji. Kancelaria prezydenta przedstawiła projekt przypominający rosyjskie ustawy Putina. Będzie teraz znacznie trudniej przeprowadzić legalną demonstrację, na którą władze będą mogły odmówić zgody, a na organizatorów nałożyć astronomicznie wysokie kary.
Ale nie tylko prawo do demonstracji skopiowano z rosyjskich wzorów. Rządząca koalicja kombinuje, jak ustrzec się przed przegraniem wyborów. Niedawno gościł w Polsce przewodniczący rosyjskiej komisji wyborczej. Na efekty tej wizyty nie trzeba było długo czekać. Jak sprawić, aby opozycja miała mniejsze szanse? Bardzo prosto.
Wystarczy znieść obowiązek meldunkowy – co właśnie jest przeprowadzane. W tej sytuacji Państwowa Komisja Wyborcza zostanie pozbawiona informacji o liczbie mieszkańców w poszczególnych okręgach wyborczych. Wprowadzi się więc rejestrację wyborców – prawo do głosowania będą mieli tylko ci, którzy zarejestrują się odpowiednio wcześniej. Widzieliśmy w ostatnich wyborach samorządowych „cuda nad urną” czyli parę milionów nieważnych głosów. Teraz cała sprawa będzie znacznie łatwiejsza. Wystarczy odpowiednio utrudniać rejestrację, zniechęcać do niej przyszłych wyborców, wreszcie manipulować listami zgłoszeń. W komisjach wyborczych są zwykle mężowie zaufania opozycyjnych partii. A kto upilnuje rejestry wyborców?
Platforma władzy oddać nie może, bo wtedy wyjdą na jaw wszystkie ciemne strony jej rządów. W tej sytuacji każdy sposób jest dobry, aby ograniczyć demokrację i oszukać przyszłych wyborców.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia August 02 2012
961 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".