Większość publicystów ma obecnie „używanie” pisząc o żenujących debatach sejmowych. Jedni krytykują premiera Donalda Tuska inni wyśmiewają b. premiera Jarosława Kaczyńskiego. Publikacje nie wnoszą nic racjonalnego, jedynie wzbudzają emocje i dzielą Polaków. Obecnie w dobie kryzysu światowego łatwo jest dokładać rządzącym, bo na nich najłatwiej jest zrzucić odpowiedzialność za dotykające nas trudności. Taki krytyczny dziennikarz piszący pod publiczkę spotyka się z akceptacją społeczną dużej części odbiorców. Przecież on ma rację, często słyszę także od Czytelników „Głosu”. Nikt nie zwraca uwagi na to, że w tych publikacjach poza beczką dziegciu nie ma nic, nawet tej przysłowiowej łyżeczki miodu. Mało tego Ci „krytyczni” publicyści pokazują tylko wybrane problemy i to do tego jeszcze nimi odpowiednio manipulując. Nie ma w tych tekstach propozycji rozwiązań, jedynie pojawia się enigmatyczna zapowiedź koniecznych zmian. Na czym jednak te zmiany miałyby polegać nie ma już ani słowa.
Dużą sztuką obecnie jest podjęcie reform, które pozwoliłyby na przezwyciężenie kryzysu i poprawę życia obywateli. Gdy ktoś proponuje takie reformy od razu spotyka się z zarzutem dyżurnych malkontentów, że to nie tak, a ich zdaniem proponowane zmiany mogą przynieść jedynie szkody. Tak jest np. w sprawie reformy sądownictwa. Wiemy, że nasz wymiar sprawiedliwości jest niewydolny i zamiast poznać proponowane reformy, to manipuluje się wybranym określeniem o likwidacji ponad 100 sądów rejonowych, twierdząc, że jest to osłabianie państwa. Natomiast nie pisze się, że te 122 sądy pozostaną w swoich miejscach i nadal będą służyć mieszkańcom okolicznych miejscowości. Będą tylko działać w nowej wydolniejszej strukturze jako wydziały pozamiejscowe innych sądów rejonowych. W ten sposób doprowadzi się do zrównoważonego obciążenia sprawami sędziów, a tym samym poprawi efektywność działania sądów, zarazem obniżając nieco ich koszty. Jednak aby to napisać trzeba mieć odrobinę wiedzy i dobrej woli, a nie wybiórczo epatować Czytelników zmanipulowanymi informacjami, które pasują do wcześniej postawionej hipotezy.
Faktem jest, że jesteśmy społeczeństwem roszczeniowym, które oczekuje od struktur państwa, szybkiego rozwiązywania trudności i nabrzmiałych problemów. Nie bierzemy tego pod uwagę, że żyjemy już w zupełnie innym państwie niż jeszcze 22 lata temu. Omnipotencja państwa zanika i słusznie. W większym stopniu powinniśmy brać sprawy w swoje ręce, jak mawiał jeden ze współczesnych klasyków. Takie możliwości daje rozwijająca się samorządność w różnych dziedzinach życia. Często na dyżurach redakcyjnych docierają do mnie informacje o złym funkcjonowaniu służb miejskich w zakresie porządku. Największym paradoksem jest to, że wychodzą one często ze wspólnot mieszkaniowych, które zarządzają blokiem, a oczekują od kogoś innego, aby zadbał o przyległe do ich bloków tereny. Rada M. Krakowa stworzyła możliwości przejmowania terenów wokół bloków przez wspólnoty, ale o dziwo nie wykazują one zainteresowania ich pozyskiwaniem, a tym samym braniem spraw w swoje ręce. Przykładem dobrych rozwiązań są spółdzielnie mieszkaniowe, które dbają o tereny przyległe do bloków, a mieszkańcy nie skarżą się w razie nieprawidłowości do władz miasta lecz rozliczają za niedociągnięcia władze swojej spółdzielni.
SŁAWOMIR PIETRZYK
· Napisane przez Administrator
dnia April 19 2012
1122 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".