Pamiętam to dobrze: w czasie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim, na przełomie lat 60-tych i 70-tych, na wykładzie znanego wówczas profesora (dziś już jego nazwisko nikomu nic nie mówi – i słusznie), usłyszałem, że w Katyniu niemieccy żołnierze zamordowali polskich jeńców, a potem całą winę usiłowali zrzucić na Rosjan, naszych przyjaciół i sojuszników. Pamiętam ten wykład z najnowszej historii Polski (która na Uniwersytecie kończyła się w 1945 roku, później był już „koniec historii” czyli bezkonfliktowa władza „ludowa”), bo zaskoczyły mnie słowa wykładowcy.
Oczywiście z domu wyniosłem przekonanie, że katyńska zbrodnia była dziełem Sowietów, ale nawet w szkole średniej (a było to całkiem średnie krakowskie liceum), nauczycielka od historii tłumaczyła nam, uczniom, że ta zbrodnia była dziełem Stalina. Sądziłem, że na Uniwersytecie nie kłamią, a zwłaszcza, że nie kłamią tak bezczelnie – przecież wówczas wszyscy (no, może prawie wszyscy) wiedzieli, co się stało w 1940 roku.
Co sobie myślał profesor 600-letniego Uniwersytetu, mówiąc to do nas, grupy kilkudziesięciu studentów? Przecież wiedział, że my wiemy, że on wie. Kłamał ze strachu o posadę? Uważał, że trzeba kłamać, bo inaczej przyjdą jeszcze więksi oportuniści i będą jeszcze bardziej kłamać? Ktoś mu powiedział (jakiś jeszcze bardziej wystraszony rektor?), że jak wszyscy zechcą mówić prawdę to czerwoni zamkną Uniwersytet?
Studenci byli po maturze, komunistyczne podręczniki i komunistyczna szkoła kłamały w sprawach drażliwych dla moskiewskich mocodawców, ale równocześnie dawały podstawy solidnej wiedzy: o historii, literaturze, fizyce, biologii, geografii. Dzisiaj młodzi ludzie po maturze nie wiedzą kim był kardynał Wyszyński, „Solidarność” mylą z Legionami, a z literatury znają streszczenie jakiejś nowelki Prusa i film „Pan Tadeusz”, wyświetlony w szkole z DVD, podczas którego z nudów wysyłają do siebie wulgarne smsy. Czy dziś na wykładzie byliby w stanie zauważyć kłamstwo?
W tamtych, ponurych czasach, kłamstwo panoszyło się wszędzie. W telewizji, w gazetach, w szkolnych podręcznikach, na uniwersyteckich wykładach. Ale gdy zmieniły się czasy, ci sami, którzy wcześniej gorliwie kłamali, w nowej sytuacji śmiało i bezkompromisowo wyparli się swoich kłamstw. Nadal występowali w telewizji, pisali w gazetach, wykładali na uniwersytetach. Nikt od nich nie usłyszał słowa: przepraszam.
Dzisiaj słucham ministrów, urzędników, ekspertów, dziennikarzy, którzy kłamią bez zająknienia. Którzy łżą nam w oczy o Smoleńsku, o Europie, o przyszłości Polski. Oni dobrze wiedzą, że my wiemy, że oni wiedzą. Czy znów boją się Rosjan? Ktoś ich szantażuje, a może po prostu im płaci? Tak kurczowo trzymają się swoich posad? Może wierzą, że zdołają wyprodukować pokolenie nieuków, które poza listą przebojów i tabelą ligi, niczym innym nie będzie się interesować? Któremu wmówią, że głupota, podłość i lokajstwo są najpewniejszą przepustką do kariery?
Od przeszło pół wieku Polska jest zarażona kłamstwem. Lekarstwo jest dostępne, ale objawy choroby powracają. Leczenie trwa długo, ale i tak nie wiadomo, czy obejdzie się bez operacji.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia February 09 2012
991 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".