Znane jest wêdkarskie powiedzenie, ¿e najbardziej zapaleni wêdkarze koñcz± sezon 31 grudnia, a nowy rozpoczynaj± 1 stycznia… Co prawda, wiêkszo¶æ z nas, tak naprawdê kije odk³ada do marca, gdy puszczaj± pierwsze lody, wiosenne s³oñce mile ³echce cia³o, a wszêdzie pachnie oddychaj±c± ziemi±. S± jednak tacy, jak Kazimierz Kruczek, którzy nawet w grudniu nie mog± rozstaæ siê z Wis³± i wyci±gaj± z niej prawie trzydziestokilogramowe to³pygi (pisa³em o tym w po³owie grudnia). S± wreszcie i tacy, którzy dobrze czuj± siê wtedy, gdy wyjd± na lód, gdy wywierc± przerêbel i spod lodu wyci±gn± kilka p³otek czy okoni. Oczywi¶cie w styczniu czy lutym, trudno spodziewaæ siê podlodowych okazów, ale nawet czternastocentymetrowy okoñ o tej porze roku mo¿e sprawiæ wiele rado¶ci.
Nie nale¿ê do specjalistów ³owienia spod lodu. W ten sposób ³owi³em mo¿e ze dwa razy w ¿yciu. Ale pamiêtam wyprawê z po³owy lat siedemdziesi±tych. By³em wówczas uczniem szko³y ¶redniej i wraz z bratem spêdza³em zimowe ferie na wsi. Nudz±c siê okropnie, pewnego dnia postanowili¶my odwiedziæ zbiornik zaporowy w Czchowie. By³a têga zima i prawie ca³e jezioro by³o skute lodem. Jego gruba warstwa pokrywa³a zw³aszcza, odseparowan± od nurtu Dunajca, zatokê powy¿ej promu. Zbadali¶my sytuacjê i nastêpnego dnia postanowili¶my wybraæ siê na ryby. W skrzynce z ziemi±, któr± trzymali¶my w stajni, mieli¶my trochê czerwonych robaków. Zmontowali¶my dwie krótkie wêdki, zabrali¶my ¶wider, saperkê i mocno opatuleni potupali¶my z rana do autobusu, który mia³ nas zawie¶æ do Wytrzyszczki. Nad jeziorem by³o pusto, bia³y ¶nieg otula³ okoliczne wzgórza, a s³oñce skrzy³o siê na drobinach lodu. By³o prawie bezwietrznie i… piêknie.
Nawiercili¶my dwa otwory niezbyt daleko od brzegu i w zimn± toñ zapu¶cili¶my delikatne zestawy z niewielkimi sp³awikami. Przez kilkana¶cie minut sp³awiki tkwi³y nieruchomo, a my my¶leli¶my, ¿e zamarzn± w tej wodzie, zanim cokolwiek zainteresuje siê naszymi robakami. Ale po dwudziestu minutach sp³awik brata drgn±³. – Jest. – us³ysza³em jego radosny okrzyk. Po chwili na lodzie wyl±dowa³ niewielki okonek. Brat zmieni³ robaka i znów zanurzy³ zestaw w lodowym otworze. Po kilku kolejnych minutach mia³ nastêpnego okonia. Ten drugi by³ trochê wiêkszy, mierzy³ prawie piêtna¶cie centymetrów. Ja przez ca³y czas nie mia³em nic. I my¶la³em, ¿e tak ju¿ zostanie, gdy sp³awik mojej wêdki nagle wy³o¿y³ siê, po chwili drgn±³, wyprostowa³ siê i zacz±³ i¶æ pod wodê. Zaci±³em. Delikatna szczytówka wygiê³a siê do do³u, a ja zacz±³em zwijaæ zestaw. Po chwili na lodzie mia³em… leszczyka. Nie by³ to okaz, jakie ³owi³em w tym miejscu w czasie wakacji, ale zawsze leszczyk. Tê zimow± wyprawê wspominamy z bratem do dzisiaj.
Jakub Kleñ
· Napisane przez Administrator
dnia January 06 2006
1705 czytañ ·
Ten serwis u¿ywa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przegl±darki oznacza zgodê na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowi± tylko czê¶æ materia³ów, które w ca³o¶ci znale¼æ mo¿na w wersji drukowanej "G³osu - Tygodnika Nowohuckiego".