Po dwóch latach zasiadania w rządzie (trudno to nazwać rządzeniem) działaczy Platformy Obywatelskiej, nie było czym się chwalić, więc partyjni specjaliści od propagandy wymyślili temat, na którym skupiła się uwaga mediów. Premier Tusk, z poważną miną – tak jakby nie zdawał sobie sprawy, że wygaduje głupstwa – ogłosił plan ekspresowej zmiany Konstytucji. Prawdopodobnie natchnieniem był fakt, że Platformie udało się w szybkim tempie przeforsować ustawę o hazardzie, korzystną przede wszystkim dla właścicieli kasyn. Teraz premier ogłosił kolejny pomysł: prezydenta wybierać będzie ten Sejm, w którym Platforma wciąż dysponuje bezpieczną większością. Tusk zapomniał jednak, że zmiana konstytucji to nie to samo, co uchwalenie zwykłej ustawy.
Pomysł jest prosty. Po co ryzykować w wyborach, które można przegrać? Platforma razem z PSL ma większość, dokupi sobie jeszcze głosy posłów lewicy i spokojnie wybierze Tuska na prezydenta. Problem tylko w tym, że aby to było możliwe, trzeba zmienić Konstytucję, a do tego potrzebne są głosy przynajmniej 307 posłów.
Tusk proponuje też osłabienie władzy prezydenckiej, na rzecz mocniejszej władzy premiera. Sejm wybierze prezydenta-Tuska, a w rok później odbędą się wybory parlamentarne, które wyłonią nową większość w Sejmie, a więc w konsekwencji nowy rząd. Premier tego rządu będzie miał więcej uprawnień niż w tej chwili, a Tusk-prezydent nie będzie miał nawet prawa wetowania sejmowych ustaw. Jeżeli wygracie wybory – mówi Tusk do opozycji – to na tym skorzystacie. Jeżeli zaś przegracie, to Platforma będzie miała pełnię władzy.
Dlaczego Tusk godzi się osłabić władzę prezydenta, skoro sam chciałby nim zostać? Obecny premier jest już rządzeniem zmęczony i chętnie ograniczy swoją rolę do samego reprezentowania. Ma też nadzieję, że jako prezydent utrzyma kontrolę nad partią, a co za tym idzie – również nad rządem. Natomiast nie będzie musiał codziennie przyjeżdżać do pracy i do woli pokopie sobie w piłkę. Prezydent, który dużo podróżuje i czas spędza na bankietach – to zajęcie w sam raz dla polityka znudzonego codziennym urzędowaniem.
W rzeczywistości cała ta komedia tylko ośmiesza instytucje państwa. Nie można na kilka miesięcy przed wyborami zmieniać metody wyboru prezydenta, podobnie jak nie można zmiany konstytucji podporządkowywać doraźnym, wyborczym celom. Tusk się ośmieszył, ale nie specjalnie tym się przejmuje. Aferzyści, którzy boją się PiS-u i tak będą głosować na Platformę, a młodzież, na którą wciąż liczy, w większości i tak nic z tego nie rozumie. Najważniejsze, żeby odwrócić uwagę od nieudolności minister zdrowia, przysłonić głupstwa popełniane przez minister edukacji, ukryć bezradność ministra infrastruktury (od dróg i autostrad), a przede wszystkim szybko zapomnieć o ministrach – bohaterach afery hazardowej.
Zarówno nad zmianą Konstytucji, jak i ordynacji wyborczej, można dyskutować. Nie można jednak poważnej dyskusji zastąpić niepoważnymi wygłupami. Z pewnością w sprawie zmiany Konstytucji powinna wypowiedzieć się większość Polaków, a więc trzeba przeprowadzić referendum. Tu jednak zapał Platformy Obywatelskiej szybko gaśnie. Bo referendum – tak jak wybory prezydenckie – można po prostu przegrać.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia November 25 2009
1707 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".