Czy matka samotnie wychowująca dziecko znajdzie się na bruku? BEZDUSZNE MIASTO
Okazuje się można. Tak stało się w przypadku Justyny M., mieszkanki os. Kazimierzowskiego. W tej historii miejscy urzędnicy wykazali się klasyczną bezdusznością. Ale opowiedzmy tę historię od początku. Na początku był ślub. Później na świat przyszło dziecko
Miało być pięknie. Stanisław zapewniał, że kocha, że ich wspólne życie będzie pasmem niekończącego się szczęścia. Po ślubie dość szybko okazało się, że Stanisław pije. Solidnie pije. Zamieszkali przy ul. Padniewskiego w Krakowie. Mąż coraz częściej przychodził pijany. Coraz częściej dochodziło do awantur. Stanisław stawał się coraz bardziej agresywny. Wreszcie zaczął bić. Świadkiem awantur był ich małoletni syn, Marcin. Wreszcie Justyna prosiła o pomoc policję. Skorzystała z błękitnej linii – procedury prawnej przewidzianej dla ofiar przemocy. W marcu 2006 r. Stanisław, zgodził się na leczenie odwykowe. Wszczepiono mu esperal, jednocześnie informując go o bezwzględnym zakazie spożywania alkoholu w trakcie terapii oraz o zagrożeniu dla zdrowia i życia w przypadku spożycia alkoholu w interakcji z esperalem. Przez jakiś czas Stanisław nie pił, ale stawał się coraz bardziej agresywny. W czerwcu 2006 r. Justyna, pobita po raz kolejny, zgłosiła sprawę maltretowania przez męża do Prokuratury Rejonowej w Krakowie-Pogórzu. W zaświadczeniu lekarskim z obdukcji znalazło się zdanie: „liczne zasinienia na przedramionach, ramionach, udach i nadgarstkach”. Wreszcie, nie widząc wyjścia z sytuacji, zdecydowała się na rozwód. Wyrokiem Sądu Okręgowego w Krakowie, Wydział XI Cywilny – Rodzinny rozwód orzeczono 22 czerwca 2007 r.
Zachowanie ojca odbiło się negatywnie na psychice Marcina, z którym Justyna musiała udać się do psychologa. W wydanej 30 sierpnia 2007 r. opinii psychologicznej czytamy m.in.: „Chłopiec żyje w ciągłym lęku, napięciu i niepokoju, co nie pozostaje bez wpływu na jego zachowanie i ogólne funkcjonowanie. Marcinowi należy zapewnić poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. W wypadku niespełnienia powyższych zaleceń, u chłopca może dojść do nawarstwienia zaistniałych trudności, bardzo prawdopodobne jest również pojawienie się nowych problemów, z głębokimi zaburzeniami emocjonalnymi włącznie”. Poszukując spokoju
W piśmie skierowanym 15 maja 2009 r. do prezydenta Jacka Majchrowskiego Justyna tak wspomina tamten okres: „Po pracy i odebraniu syna ze żłobka, a później z przedszkola, spacerowaliśmy do późnej nocy, żeby przyjść do domu i od razu położyć się spać, a tym samym naszą obecnością nie prowokować męża do awantur. Wprawdzie to też niewiele pomagało, bo nawet gdy ja udawałam, że śpię z dzieckiem, to mąż potrafił wchodzić do pokoju i wyzywać mnie. Długo ukrywałam przed rodziną, co tak naprawdę się dzieje. Dopiero, gdy pewnego dnia nie przyszłam do pracy, przyjechała do mnie siostra zaniepokojona brakiem mojej reakcji na telefony. Zastała mnie w strasznym stanie. Zakrwawioną, posiniaczoną i zupełnie wytrąconą z równowagi. Wtedy opowiedziałam jej wszystko o tym, co działo się w moim domu, w tej – tak z pozoru – przykładnej rodzinie. Siostra kazała spakować niezbędne rzeczy moje i synka, a później pojechaliśmy do naszych rodziców. To był ostatni dzień spędzony w mieszkaniu mojego męża. Tułaczka
- Nie ukrywam, że upłynęło sporo czasu, zanim doszłam do siebie – pisze w dalszej części listu do prezydenta Justyna. – Dzięki rodzicom moje dziecko i ja zaczęliśmy spać spokojnie. Wiedziałam, że mieszkanie ze starszymi, schorowanymi rodzicami, w małym mieszkaniu nie może trwać wiecznie. Zaczęła się nasza tułaczka. Mieszkanie u znajomych, u siostry… Rozważałam nawet zamieszkanie w domu samotnej matki. Niestety, nie było wolnego miejsca. Może to i dobrze, bo atmosfera tego miejsca przerażała mnie. Nie ze względu na mnie, ale z uwagi na wrażliwego syna, który i tak całą naszą sytuację rodzinną przypłacił zdrowiem i koniecznością leczenia u psychologa. (…) Oczywiście musiałam pracować, by utrzymać siebie i syna. Niestety, moje zarobki nie wystarczały na wynajem lokalu mieszkalnego, a na pomoc rodziców nie mogłam liczyć z uwagi na ich niskie renty i koszty ciągłego leczenia”. Pustostan
Była połowa 2006 roku. Którego dnia do Justyny przyszła siostra i powiedziała jej, że w bloku nr 29 na os. Kazimierzowskim znajduje się pomieszczenie powstałe z przebudowy przełączki, który już dawno zostało opuszczone przez rodzinę, która w roku 1996 wyrokiem sądu została zobowiązana do opuszczenia tego lokalu z uwagi na bardzo wysokie zadłużenie. Pomieszczeniem od lat nikt się nie interesował. Lokal szybko stał się meliną i miejscem schadzek osiedlowego elementu. Sprawdzenie, czy lokal nadaje się do zamieszkania nie sprawiało trudności. Pomieszczenia było otwarte, a drzwi, chyba ze starości, wypaczone. Widok lokalu zaszokował Justynę. – Kiedyś ten lokal był zapewne należycie wyposażony – opowiada. – Ale to co zobaczyłam po wejściu do środka było porażające. Zerwane podłogi, tapety, płytki… Cała instalacja elektryczna uszkodzona, wyrwane kable. Wszelkie urządzenia sanitarne brudne, zniszczone. Wszędzie niedopałki, walające się butelki i puszki po alkoholu. Wszędzie czuć było charakterystyczny zapach brudu i zawilgocenia.
Pomimo fatalnego pierwszego wrażenia, w Justynie zrodziło się przekonanie, że skoro ktoś tutaj kiedyś mieszkał, to i jej uda się pomieszczenie doprowadzić do porządku i że wreszcie skończy się jej tułaczka. Swoimi planami podzieliła się z siostrą. Ta obiecała jej pomoc. – Po zabezpieczeniu drzwi wejściowych i zamknięciu ich za sobą, pomimo tego, co zobaczyłam w środku, wiedziałam, że znalazłam dom dla siebie i dla mojego syna. Niezwłocznie powiadomiłam zarządcę o zajęciu pomieszczenia i po otrzymaniu numeru konta, zaczęłam regularnie płacić czynsz. Dopełniłam także obowiązku meldunkowego. 12 listopada 2006 r. zostaliśmy wraz z synem zameldowani w zdewastowanym lokalu. Remont
Głównie dzięki szwagrowi, przysłowiowej „złotej rączce”, Justyna powoli zaczęła doprowadzać lokal do stanu nadającego się do zamieszkania. Ekipa kominiarska oglądająca pomieszczenia stwierdziła, że mieszkanie nie może być wyposażone w instalację gazową – jedynym rozwiązaniem było zamontowanie wszystkich urządzeń działających w oparciu o energię elektryczną. Dzięki przychylności administratorki budynku, w lokalu uruchomiono centralne ogrzewanie. W międzyczasie, szwagier Justyny wraz z kolegami wykonywał kolejne prace remontowe: zakładano nowe sufity, uzupełniano braki w boazerii, układano podłogi… Lokal został wymalowany i wyposażony w niezbędny sprzęt gospodarstwa domowego. To wszystko umożliwiło w miarę normalne zamieszkanie wraz z dzieckiem.
Poczucie bezpieczeństwa Justyny miało wkrótce znów zostać wystawione na próbę. W pewnym momencie zaczęła nachodzić ją rodzina, która w roku 1996 została wyeksmitowana z lokalu na os. Kazimierzowskim. W efekcie sprawą – bezprawnego wtargnięcia i zajęcia lokalu mieszkalnego - zainteresowano Prokuraturę Rejonową. Ta, po krótkim dochodzeniu sprawę umorzyła. Postanowienie o umorzeniu opatrzone zostało datą 30 grudnia 2006 r. Przywołano w nim fakt bezzwłocznego zgłoszenia przez Justynę zajęcia lokalu w Zarządzie Budynków Komunalnych i opłacanie czynszu. – A tak na marginesie, to rodzina, która została wyeksmitowana za długi, i która przez kilka miesięcy nachodziła mnie, pomimo zadłużenia otrzymała od gminy inny lokal z zasobów Towarzystwa Budownictwa Społecznego – dodaje Justyna. Wezwanie do opuszczenia lokalu
Po umorzeniu dochodzenia przez prokuraturę wydawało się, że wszystko powoli zacznie się układać. Do czasu jednak. Pewnego dnia Justyna otrzymała wezwanie do wydania lokalu. W piśmie Zarządu Budynków Komunalnych opatrzonym datą 13 marca 2009 r. czytamy: „Zarząd Budynków Komunalnych w Krakowie, działający w imieniu Gminy Miejskiej Kraków, w związku z brakiem tytułu prawnego do zajmowanego lokalu mieszkalnego wzywa Panią do wydania opróżnionego z osób i rzeczy lokalu (…) wraz z pomieszczeniami przynależnymi w terminie 14 dni od daty doręczenia niniejszego pisma. (…)
W przypadku nie zastosowania się do powyższego wezwania będziemy zmuszeni skierować sprawę do Komornika Sądu celem wykonania eksmisji przymusowej, co narazi Panią na dodatkowe koszty”.
Pismo podpisała zastępca dyrektora ZBK ds. eksploatacji Anita Wójcik.
Justyna podjęła starania o zawarcie umowy najmu na zajmowane i wyremontowane przez siebie mieszkanie. Urzędnicy odmawiają. Justyna 15 maja 2009 r. pisze list do prezydenta z prośbą o zastosowanie szczególnego trybu w związku z jej sytuacją rodzinną i wyjątkowymi okolicznościami w jakich się znalazła.
„Panie Prezydencie – pisze Justyna – proszę Pana o pomoc w umożliwieniu mojej dwuosobowej rodzinie dalszego zamieszkiwania w lokalu nr 55A w os. Kazimierzowskim (…). Zarówno syn jak i ja nie zniesiemy dalszej tułaczki. Bardzo proszę o wzięcie pod uwagę faktu, że nie wdarła się do lokalu, uiszczam od chwili zamieszkania w nim regularnie wymagany czynsz. Doprowadziłam pomieszczenie stojące puste, zrujnowane od wielu lat, własnymi siłami do należytego stanu. Ten lokal daje synowi i mnie poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji życiowej, której tak bardzo nam brakowało. Nie wiem jakich argumentów już użyć, aby przekonać Pana Prezydenta, że będę dbała o ten dach nad głową, że nie zaniedbam żadnych obowiązków wynikających z jego wynajmu od Gminy Miejskiej Kraków. Tyle przeżyłam w swoim 34-letnim życiu i jedyne czego pragnę, to spokoju dla syna i poczucia, że już nikt nie stanie nade mną karząc się pakować i wynosić”.
17 sierpnia 2009 r. nadchodzi odpowiedź od prezydenta Jacka Majchrowskiego, w której można przeczytać: „Z analizy dokumentów będących w dyspozycji Wydziału Mieszkalnictwa UMK wynika, iż przedmiotowy lokal zajęła Pani samowolnie i w chwili obecnej zamieszkuje Pani wraz z synem bez tytułu prawnego. (…) Stan mieszkalnictwa na terenie Krakowa zmusza do ograniczenia liczby wnioskodawców, którym udzielana jest pomoc w uzyskaniu mieszkania poza trybem wynikającym z przepisów prawnych obowiązujących na terenie Miasta Krakowa. Pomimo zrozumienia dla trudnej sytuacji Pani rodziny, brak jest podstaw do zastosowania par. 14 ust. 2 przedmiotowej uchwały i odstąpienia od wypracowanych zasad gospodarowania zasobem mieszkaniowym Gminy Miejskiej Kraków”. Co dalej?
Czy Justyna wraz z synem znów rozpocznie tułaczkę po mieszkaniach znajomych, koleżanek i siostry? – Ten przypadek pokazuje jak bardzo bezdusznie można trzymać się przepisów. Z jednej strony gmina przydziela nowe mieszkanie rodzinie, która przez lata nie płaciła czynszu i dlatego została wyeksmitowana ze starego lokalu, a z drugiej usiłuje się wyrzucić z mieszkania matkę, która samotnie wychowuje swoje dziecko, która własnymi siłami zamieniła spelunę w przyzwoity lokal mieszkalny i która od samego początku regularnie opłaca czynsz. Nie mogę tego zrozumieć. Jestem tą sytuacją bardzo zbulwersowana – powiedziała mi radna Miasta Krakowa Małgorzata Radwan-Ballada, na co dzień lekarz pediatra.
Czy miasto okaże się w tym przypadku bezduszne? Przekonamy się w trakcie najbliższych miesięcy.
Jan L. FRANCZYK
Imiona bohaterów tej historii zostały zmienione.
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".