Jakiś czas temu na łamach „Głosu” opublikowaliśmy zdjęcie pobitej przez milicję Ewy Tarnawskiej. Pani Ewa 31 sierpnia 1982 roku dołączyła do manifestacji, która uformowała się przed bramą główną Huty im. Lenina. Pierwszą zaporę ZOMO manifestacja napotkała w okolicach skrzyżowania ówczesnej al. Lenina z ul. Bulwarową. Tam właśnie zomowcy dopadli panią Ewę i zaczęli systematycznie okładać ją pałkami. – Zasłaniałam się, ale po dwóch czy trzech minutach powalili mnie na kolana. Byłam półprzytomna. Świadomość przywrócił mi przeszywający ból wyrywanej z prawego barku ręki – wspomina pani Tarnawska. Jak się okazało, nieznany mężczyzna dosłownie wyrwał ją spośród grupy zomowców i przerzucił przez ogrodzenie pobliskiej szkoły. Tam zajęli się nią nieznani jej do dzisiaj ludzie.
Pani Ewa Tarnawska jest przekonana, że ten nieznany mężczyzna uratował jej wtedy życie. Przez wiele lat próbowała go odszukać. Zwróciła się również do krakowskich gazet (do Gazety Wyborczej, Dziennika Polskiego i Głosu-Tygodnika Nowohuckiego), które opisały jej historię. Po tych publikacjach, do redakcji Dziennika Polskiego zgłosił się Franciszek Lisowski, emerytowany pracownik Walcowni Drobnej. Po spotkaniu z panią Ewą i krótkiej rozmowie, oboje nie mieli wątpliwości. To właśnie ich zetknął los 31 sierpnia 1982 roku.
We wtorek 30 października br. w kawiarni „1949 Club” na os. Uroczym odbyło się uroczyste spotkanie: Ewa Tarnawska, krakowska adwokatka, wręczyła bukiet kwiatów Franciszkowi Lisowskiemu, który 25 lat temu uratował jej życie.
(f)
Ewa Tarnawska i Franciszek Lisowski w trakcie spotkania w kawiarni „1949 Club”.
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".