Z dr. nauk prawnych Andrzejem Dudą rozmawia Jan L. Franczyk
+ Przede wszystkim spytam, dlaczego zdecydował się Pan kandydować na urząd prezydenta Krakowa?
- Kraków to miasto mojego życia i jestem z niego dumny. Wielu moich znajomych z całej Polski, czy nawet z zagranicy, podziwia nasze miasto, jego zabytki i atmosferę. Dla nich Kraków to Rynek Główny, Wawel i sympatyczny wieczór na Kazimierzu. Taka jest prawda. Tymczasem życie codzienne krakowianina nie wygląda tak różowo. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że od prawie 10 lat Kraków w zasadzie rozwija się bez planu. Panuje chaos inwestycyjny, ogromne kwoty publicznych pieniędzy są marnowane. Wydano je, a efektów nie widać i wygoda życia w Krakowie nie tylko się nie poprawiła, ale stale się pogarsza. Na dobrą sprawę dzisiejszy Kraków nie posiada miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, a te które są dotyczą wybranych, niewielkich obszarów. Powstają nowe bloki, przybywa samochodów a nie buduje się ulic, parkingów, żłobków i przeszkoli. Efekt? Bałagan, korki i pogarszająca się jakość naszego życia. Nie można sprawnie poruszać się po mieście, trudno zaparkować samochód. Nie wiadomo, gdzie będzie wolno zrealizować konkretną inwestycję, bo nie ma planu miejscowego. Zdecyduje o tym dopiero urzędnik, a to jest korupcjogenne. Jeśli wszystko zsumujemy, to mamy sytuację, która jest dokuczliwa nie tylko dla mieszkańców, ale też zniechęca inwestorów, bo utrudnia normalne i uczciwe prowadzenie interesów. Skutek? Poważni biznesmeni omijają Kraków lub przenoszą swoje firmy do innych miast, a za nimi idą młodzi ludzie, którzy zdobyli wykształcenie w Krakowie i nie mogą tu znaleźć dobrej pracy. Ja obserwuję to od lat i uważam, że jest co raz gorzej, a władze miasta nie robią nic konkretnego by to zmienić i w dodatku w niewiarygodny sposób trwonią publiczne pieniądze. Jestem stąd, kocham Kraków i to mnie boli. Mam 38 lat, mnóstwo energii, pomysłów i nie boję się ciężkiej pracy. Kraków jest naszą dumą i powinien być europejską metropolią z prawdziwego zdarzenia. Do tego trzeba wysiłku, determinacji i odwagi w działaniu. Trzeba słuchać mieszkańców, dbać o wygodę ich codziennego życia i planować rozwój miasta nie na 5 czy 10 lat, ale na lat 30. Obecne władze przez dwie kadencje od 2002 roku pokazały, że nie potrafią tak działać. Dlatego zdecydowałem się kandydować. + Powiedział Pan: „Kraków to miasto mojego życia”, jak to rozumieć?
- Dla mnie ma to podwójne znaczenie. Po pierwsze tu się urodziłem, chodziłem do szkoły podstawowej, liceum i studiowałem prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie potem obroniłem doktorat. Tu w 1995 roku założyłem rodzinę. Z żoną najpierw mieszkaliśmy w starym Podgórzu, na ul. Józefińskiej. Mieliśmy po 23 lata. Wynajęliśmy małe mieszkanko w starej kamienicy. Było ciasno i bez komfortów. Zimą musiałem biegać z wiadrami po węgiel do piwnicy bo przestarzała instalacja elektryczna w budynku uniemożliwiała założenie grzałki do pieca kaflowego. W łazience nie było żadnego ogrzewania więc jak nam się urodziła córka Kingusia, dogrzewaliśmy „farelką”. Nie było łatwo, ale byliśmy szczęśliwi, bo mieliśmy własny kąt. W 2001 roku, dzięki pomocy rodziców, udało nam się kupić mieszkanie w bloku na osiedlu Biały Prądnik Wschód. Lubimy je i mieszkamy w nim do dziś. Żona jest nauczycielką w jednym z krakowskich liceów, córka chodzi do szkoły, a ja pracuję na Wydziale Prawa i Administracji UJ, gdzie uczę studentów. Krótko mówiąc, tu było i jest moje centrum życiowe. I to właśnie jest to pierwsze znaczenie.
Po drugie, jak już wcześniej powiedziałem, jestem z Krakowa dumny i chcę żeby rozkwitał, był nowoczesnym miastem europejskim, elegancką metropolią w której dobrze i wygodnie żyje się mieszkańcom. Jestem przekonany, że wielu krakowian też tego pragnie i czeka na to. Skierowanie Krakowa na drogę takiego rozwoju jest życiowym wyzwaniem. W tej sprawie jest ogromnie wiele do zrobienia i trzeba działać energicznie, a obecne władze Krakowa są jak stary niedźwiedź co mocno śpi. Brak parkingów, makabryczne korki, brak placów zabaw, miejsc w przedszkolach i żłobkach to codzienne problemy całego miasta. Kraków rozwija się bez planu, a to oznacza chaos, stagnację i brak perspektyw. Władze nic z tym nie robią, nie widać ani chęci ani woli. Co najwyżej modernizuje się istniejące ulice i przeważnie w centrum. Miał być szybki tramwaj dla osiedla Ruczaj i nie ma go do dziś. Ile kadencji mamy czekać na te inwestycje? To jest nasza smutna rzeczywistość, która musi się zmienić i to jak najszybciej. + Kilka lat przebywał Pan poza Krakowem. Jak nasze miasto spostrzegał Pan z perspektywy Warszawy?
- Oj! (śmiech) Pytanie jest podchwytliwe, bo moi konkurenci atakują mnie chwytając się tego tematu jak przysłowiowej brzytwy. Mówią, że pracowałem przez ostatnie 4 lata w Warszawie, więc nie znam krakowskich problemów, a nawet spotkałem się ze stwierdzeniem, że jestem tu przywieziony „w teczce”. Mógłbym na to złośliwie odpowiedzieć, że nie wychowałem się poza Krakowem jak Pan Prezydent Majchrowski i nie pracowałem przez ostatnich 20 lat poza Krakowem jak Pan Wojewoda Kracik, ale bądźmy poważni. Wielu krakowian wyjeżdżało i nadal wyjeżdża do pracy w innych miastach Polski, czy nawet za granicę. To niestety normalne w mieście, w którym trudno o dobrą pracę. Ja byłem jednak w trochę innej sytuacji. Zapewniam, że jako prawnik radziłem sobie w Krakowie całkiem nieźle i nie szukałem pracy. Jednak w 2006 roku otrzymałem propozycję objęcia stanowiska wiceministra sprawiedliwości, a w roku 2008 ministra w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej. Każdą z tych propozycji przyjąłem, bo możliwość pełnienia służby państwowej to był dla mnie ogromny zaszczyt. Tak mnie wychowano najpierw w domu, a potem także w harcerstwie, gdzie przyrzekaliśmy służyć Bogu i Polsce. Przypuszczałem też, że w szczególności funkcja prawnika Prezydenta Rzeczypospolitej śp. Pana Prof. Lecha Kaczyńskiego pozwoli mi zdobyć unikalne i bezcenne doświadczenie nie tylko w pracy prawniczej ale także na arenie międzynarodowej, jako osobie będącej w bezpośrednim otoczeniu głowy naszego Państwa. I nie myliłem się. Jestem pewien, że te doświadczenia i kontakty na krajowej i międzynarodowej scenie politycznej można wykorzystać dla Krakowa. + Jakie widzi Pan plusy i minusy Krakowa?
- Kraków nie wykorzystuje swojego potencjału. O problemach, które między innymi z tego wynikają i dziś zatruwają życie krakowianom, mówiłem już wcześniej. Tymczasem ten potencjał jest. Są nim ludzie, a w szczególności kadry krakowskich uczelni, ich absolwenci i studenci. Jest jedno z najlepszych w Polsce lotnisk. Jest autostrada i południowo-zachodnia obwodnica miasta, a także połączenie kolejowe, które pozwala biznesmenom i menadżerom w mniej niż 3 godziny dojechać z Krakowa do Warszawy. Niestety, trzeba powiedzieć, że władze innych miast w podobnej, a nawet gorszej sytuacji potrafią działać bez porównania skuteczniej. Myślę przede wszystkim o Wrocławiu, Poznaniu, Trójmieście. Tam jest o wiele więcej dużych inwestycji lokowanych przez firmy, w szczególności zagraniczne. To oznacza nie tylko miejsca pracy ale także wpływy z podatków do miejskiej kasy. W ten sposób miasta zdobywają środki na realizację zadań publicznych. Kraków jest wyjątkowy, ma niezaprzeczalne atuty i możliwości ale musi być lepiej zarządzany. Trzeba myśleć o poprawie jakości życia mieszkańców i nie można przechodzić do porządku dziennego nad faktem, że na stadion, który powinien kosztować 250 milionów złotych wydaje się z publicznej kasy ponad 500 milionów, bo te 250 milionów złotych wyrzuconych w błoto to np. co najmniej 20 nowych przedszkoli. + W tym kontekście chcę też Pana zapytać o Nową Hutę. Jak Pan widzi sytuację tej części Krakowa?
- Nowa Huta to wielka i ważna część Krakowa. Czasem spotykam się z głosami, że Nowa Huta to pomnik komunizmu. Nie mogę się z tym zgodzić, bo w mojej opinii jest to powierzchowne spojrzenie, tylko poprzez architekturę, którą uważa się za socrealistyczną. A dla mnie miasto to przede wszystkim ludzie, którzy w nim mieszkają i pracują. Dobrze pamiętam lata 80. W tamtym czasie właśnie Nowa Huta najsilniej w Krakowie przeciwstawiała się reżimowi komunistycznemu. Nigdy nie zapomnę transporterów opancerzonych, armatek wodnych i ciężarówek ZOMO jadących ul. Opolską w kierunku Huty. Doskonale wiedzieliśmy co to znaczy. Był wówczas taki okrzyk skandowany na wiecach: „Huta stoi! Rząd się boi!”. To robotnicy zatrudnieni w kombinacie i ludzie mieszkający w Nowej Hucie najbardziej wtedy ryzykowali i cierpieli. Bogdan Włosik zapłacił życiem za swoją postawę. Tego nie da się wymazać. To jest najnowsza historia naszego kraju, miasta i powód do dumy. Nie tylko Gdańsk, Radom, Ursus i Śląsk. Nasza Huta też jest bohaterem tamtych lat i zwycięstwa, które w końcu nastąpiło. Paradoks polega jednak na tym, że właśnie Nowa Huta otrzymała chyba najmniej dobrych owoców z przemian ustrojowych. Istotne części kombinatu zostały zlikwidowane, przepadły miejsca pracy. Wielu ludzi, którzy z kombinatem związali swoje życie zawodowe wciąż jest rozgoryczonych. Uważają, że zmarnowano ich dorobek, a bezrobocie wciąż jest wyższe niż w innych częściach Krakowa. Teraz, kiedy patrzy się na Nową Hutę widać uderzający kontrast. Dużo zieleni i przestrzeni publicznej, tak potrzebnej nowoczesnemu miastu. Teoretycznie powinno się tu wygodnie mieszkać, ale ta przestrzeń jest często zaniedbana albo w ogóle nie zagospodarowana. Stare centrum ma swój klimat ale nie ma się gdzie spotkać, bo brakuje kawiarenek i pubów. Budynki wymagają renowacji, wciąż jest wiele starych chodników, na których stoi woda. Tak w centrum, jak i na osiedlach brakuje miejsc parkingowych. Nie ma dobrej oferty dla dzieci i młodzieży. Brak nowoczesnych, estetycznych placów zabaw, za mało boisk i innych powszechnie dostępnych miejsc do czynnej rekreacji, szczególnie w parkach. Wiele szkół wymaga pilnych remontów, jak choćby szkoła na os. Na Skarpie, której zniszczona elewacja jest wymownym świadectwem braku troski o edukację i wychowanie młodzieży ze strony władz miasta. Na osiedlach, zwłaszcza tych gdzie wciąż buduje się nowe bloki, a zatem przybywa mieszkańców i to najczęściej ludzi młodych, doskwiera brak miejsc w przedszkolach i żłobkach. Potrzebna jest także dobra oferta dla seniorów, bo mieszka ich tu więcej niż w innych częściach Krakowa. To są często ludzie w pełni sił, którzy chętnie włączyliby się w jakąś aktywność społeczną ale nie stwarza się im takich możliwości. Nie mają się nawet gdzie spotkać, a wokół nie brakuje pustych lokali komunalnych, których koszty utrzymania ponosi miasto i nikt nie ma z tego pożytku. Gdzie tu jest zdrowy rozsądek i dobre zarządzanie mieniem z korzyścią dla mieszkańców? + W kwietniu 1960 roku to mieszkańcy Nowej Huty stanęli do walki w obronie krzyża. Nie pozwolili go usunąć, chociaż aresztowano wówczas blisko 500 osób, a wiele z nich skazano na kary więzienia. W tym roku świętowaliśmy właśnie 50 rocznicę obrony nowohuckiego krzyża. Patronat nad tymi obchodami objął Prezydent RP śp. Lech Kaczyński i wiemy, że planował wziąć w nich udział. Proszę powiedzieć jak wyglądały przygotowania do tej nowohuckiej wizyty, które prowadziła Kancelaria Prezydenta.
- Śp. Pan Prezydent Lech Kaczyński był doskonałym znawcą historii. Wiedział, że takie wydarzenia jak obrona krzyża w Nowej Hucie przyczyniają się do zmiany biegu dziejów. Pamiętał o rocznicy, jeszcze zanim otrzymał prośbę o honorowy patronat i zaproszenie na uroczystości. Jego obecność 27 kwietnia w Nowej Hucie nie podlegała dyskusji. Wizyta miała się rozpocząć od mszy świętej w kościele Arka Pana. Następnie Pan Prezydent miał dokonać, wraz z Prezesem IPN śp. Panem Januszem Kurtyką, otwarcia wystawy „Miasto bez Boga? Miasto Kościołów”. Potem, jeszcze przed przejściem po Krzyż Nowohucki ulicą Obrońców Krzyża, chciał złożyć kwiaty na pomniku Bogdana Włosika. Pod Krzyżem Nowohuckim zamierzał wygłosić przemówienie, wręczyć odznaczenia i nagrodzić laureatów młodzieżowego konkursu: „Nowa Huta na fundamencie Krzyża. Historia Kościoła, Parafii i Duszpasterzy”. Zgodnie ze zwykłymi procedurami, wizytę Pana Prezydenta poprzedziła tzw. wizyta przygotowawcza, którą przeprowadzili pracownicy Kancelarii. Uczestniczyła w niej między innymi nasza koleżanka śp. Kasia Doraczyńska. 10 kwietnia zginęła wraz z Panem Prezydentem i Jego Małżonką pod Smoleńskiem. Zginął też Pan Prezes Janusz Kurtyka. Miałem towarzyszyć Panu Prezydentowi w tej nowohuckiej wizycie. To było już ustalone. Trudno wspominać tamte dni… + Czy ma Pan jakiś pomysł na Nową Hutę?
- Jak już wcześniej powiedziałem, Nowa Huta to wielka i ważna część Krakowa. Niestety, obecne władze miasta ewidentnie nie doceniają jej znaczenia. Uważam, że to poważny błąd. Tu mieszka 30% krakowian, a podział środków finansowych na realizację zadań publicznych w mieście musi opierać się na zasadzie zrównoważonego rozwoju. Mieszkańcy Nowej Huty mają więc pełne prawo domagać się, aby ich dzielnicom poświęcano więcej uwagi i przekazywano więcej pieniędzy niż do tej pory. Trzeba poprawić i uzupełnić infrastrukturę komunikacyjną, w tym chodniki, a także budować parkingi, w szczególności takie, z których będą mogli korzystać mieszkańcy osiedli. Dziś samochody blokują wszystkie osiedlowe uliczki i są koszmarem mieszkańców. Kobieta z wózkiem dziecięcym często nie ma szans w normalny sposób dostać się do klatki schodowej. To utrudnia również pracę straży pożarnej i pogotowiu. Przede wszystkim jednak, Nowa Huta powinna mieć swoje centrum na miarę euro-metropolitalnych aspiracji Krakowa, czyli eleganckie i funkcjonalne. Dlaczego? To ważne nie tylko dla tego rejonu miasta, ale w ogóle dla Krakowa, którego główny nurt życia jest zbyt ścieśniony w szeroko pojętych okolicach Rynku Głównego, rozumianych jako obszar pomiędzy Alejami Trzech Wieszczów, Rondem Mogilskim, Rondem Kotlarskim i Wisłą. Zbyt wiele spraw załatwia się w tej części miasta i stąd ogromny ruch samochodowy, korki i wrażenie, że Kraków się dusi. Rewitalizacja Nowej Huty, zmierzająca do stworzenia tu atrakcyjnego, alternatywnego centrum życia miejskiego, które przyciągnie przedsiębiorców jest z pewnością dobrym i realnym rozwiązaniem. Tym bardziej, że koszty prowadzenia działalności, choćby ze względu na różnice czynszowe, są tu istotnie niższe niż w okolicach Plant. Nowa Huta jest pełna zieleni parkowej i ma wiele potencjalnych atrakcji, tylko trzeba je pokazać. To wymaga inwestycji, ale one mogą być zasilane ze środków UE i przyniosą wiele dobrego mieszkańcom, a przecież o to właśnie chodzi w wydawaniu publicznych pieniędzy. Są jednak też takie działania, które nie wymagają wielkich pieniędzy, a podnoszą jakość życia. Mam na myśli otwarcie dla młodzieży i dorosłych istniejących już boisk (np. orlików), które teraz są zamykane często już przed godziną 18.00, nawet w okresie letnim. To dziwna praktyka i tu trzeba więcej elastyczności, dopasowania obsługi obiektów do rzeczywistych potrzeb i oczekiwań mieszkańców. Znacznie poważniejszym wyzwaniem jest poprawienie estetyki miejskich parków i stworzenie w nich nowoczesnej, przyjaznej infrastruktury rekreacyjnej. Nie chodzi przy tym tylko o place zabaw dla dzieci, lecz także o zapewnienie dorastającej młodzieży atrakcyjnej rozrywki na przyzwoitym poziomie technicznym np. w ramach osiedlowego skate-parku. Ale jeśli już jesteśmy przy młodzieży, to kolejnym ważnym tematem jest bezpieczeństwo. W czasie moich spotkań z mieszkańcami krakowskich osiedli problem ten powraca za każdym razem. Co ciekawe, z reguły nie chodzi o poważne przestępstwa, lecz o drobne wybryki o charakterze chuligańskim, które utrudniają codzienne życie. Sądzę, że rozwiązania tego problemu, także na obszarze Nowej Huty, można poszukiwać w zmianie stylu pracy Straży Miejskiej. Więcej patroli pieszych, zwłaszcza w godzinach wieczornych i nocnych. Bo jak mówi stara maksyma: nic tak wyrostków nie peszy jak sunący patrol pieszy. Muszą też być dłużej czynne posterunki. Funkcjonariusz Straży Miejskiej musi przestać kojarzyć się tylko ze złośliwie wystawionym mandatem za parkowanie. To zniszczyło wizerunek Straży. Oni powinni być postrzegani przez mieszkańców, jako gwaranci porządku, spokoju i bezpieczeństwa.
Kończąc wspomnę tylko, że w Nowej Hucie powinien odżyć także sport. Dobrze, że Wanda ma ligę żużlową, bo nie było jej w Krakowie i to jest dla miasta wartość dodana, nowa specjalność. Mam nadzieję, że z czasem także Hutnik wróci na należne mu miejsce w polskiej piłce nożnej. Dziś może brzmi to wszystko nieprawdopodobnie ale ja mam taką zasadę, że wszystko do się zrobić. Jeśli nie da się inaczej to powoli i spokojnie. Jest tylko jeden zasadniczy warunek – trzeba naprawdę chcieć! + Dziękuję za rozmowę
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".