Obok Cudownego Krzyża Mogilskiego wiszą różne wota, a wśród nich dwa małe samolociki. Jeden z nich to model dwupłatowca. To szczególne wotum ufundował w roku 1934 lotnik porucznik Władysław Polesiński, żołnierz 2 Pułku Lotniczego, który to pułk stacjonował wówczas na lotnisku Rakowice–Czyżyny. Ten maleńki model samolotu z biało-czerwonymi szachownicami ma przypominać pielgrzymom odwiedzającym Mogilskie Sanktuarium niezwykłą historię cudownego ocalenia życia, jakiego doznali dwaj lotnicy w czasie katastrofy wojskowego samolotu na Kujawach. Miejsce, w którym spadł na ziemię samolot wracający na lotnisko z lotu do Lwowa wskazuje nam krzyż - teraz betonowy, a wcześniej drewniany. Poświęcenie drewnianego krzyża, ufundowanego przez porucznika Polesińskiego odbyło się 2 listopada 1935 roku. W kronikach parafii pleszowskiej istnieje zapis oryginalnych ogłoszeń parafialnych. Ówczesny proboszcz pleszowski ks. Antoni Góralik tak zwracał się do parafian 27 października 1935 roku, na tydzień przed tą uroczystością: W sobotę – Dzień Zaduszny po południu postawienie i poświęcenie krzyża dziękczynnego, fundowanego przez pewnego porucznika lotnictwa, który cudownie uniknął śmierci w płonącym samolocie i opadł na Kujawach. Tam właśnie o godz. 3-ej po południu będzie postawiony i poświęcony krzyż pamiątkowy. Ludność z Kujaw i Pleszowa oraz innych pobożnych wiernych zapraszam do udziału w tej niezwykłej uroczystości.
Natomiast „Dzwon Niedzielny”, tygodnik wydawany przez Kurię Metropolitalną w Krakowie, w numerze 47 z dnia 17 listopada 1935 roku zamieścił taką relację z tej uroczystości:
Z Pleszowa k. Krakowa piszą nam: W tegoroczny Dzień Zaduszny po południu przeżywaliśmy prawdziwie podniosłą uroczystość osadzenia i poświęcenia krzyża pamiątkowego na miejscu cudownego ocalenia lotnika W.P. porucznika Władysława Polesińskiego na polach wsi Kujawy, należącej do tutejszej parafii. Jak sam opowiada, leciał nocą w stronę Krakowa na wysokości 1500 m. Widząc z daleka oświetlone lotnisko, zniżył wysokość lotu na 200 m., żeby prędzej wylądować ale podczas obniżania lotu motor uległ defektowi, skutkiem czego samolot zaczął gwałtownie opadać w dół, zawadził o stojące drzewo i paląc się już, opadł na ziemię. Pilot razem z obserwatorem chcieli wyskoczyć, ale znów nagromadzone nad nimi żelaziwa strzaskanego samolotu przyciskały ich z góry uniemożliwiając im wydostanie się na zewnątrz aeroplanu coraz to silniej palącego się. Obaj poczęli się dosłownie palić i czuli ogarniające ich płomienie. W tej tragicznej chwili, głosem bliskim rozpaczy, porucznik Polesiński zawołał: „Chryste, ratuj!” .....i w tej chwili – opowiada z naciskiem – słyszałem wyraźnie słowa: „Zdejm spadochron, usuń sztabę – uciekaj!”. Nie orientując się w ciemności, wykonałem, już pół przytomny, tajemnicze rozkazy i po usunięciu przeszkód, swobodnie mogłem razem z obserwatorem uciec. Gdy oddalili się obaj dość znacznie, nastąpił groźny wybuch rezerwuaru z benzyną i samolot zniszczył się zupełnie – ale nieszczęśni lotnicy ocaleli. Pokaleczonych i poparzonych odwieźli miejscowi gospodarze z Kujaw do szpitala w Krakowie i dobrze to pamiętają. Na miejscu tegoż wypadku oraz wyraźnego działania Wyższej Siły nad słabym człowiekiem, postawiono właśnie krzyż dziękczynny, ufundowany przez ocalonego por. Lotnika, mgr Polesińskiego, który sam przybył na tę uroczystość. Poświęcenia krzyża dokonał miejscowy proboszcz ks. Antoni Góralik, podkreślając, że ten krzyż będzie świadczył na długie lata o niewysłowionej dobroci Bożej nad ludźmi a zarazem o wdzięczności człowieka, który z Bożej ręki doznał ocalenia. Również sam ocalony por. Polesiński przemówił z niezwykłą siłą przekonania i prawdziwie po żołniersku powiedział wszystkim, a zwłaszcza młodzieży, że gdy ludzkie środki zawodzą, zostaje jedyna Siła Boża, na której człowiek się nie zawiedzie, gdy z wiarą o pomoc i ratunek prosi. Uroczystość ta niezwykła zgromadziła wielkie tłumy ludności miejscowej i okolicznej, i sprawiła wielkie wrażenie. A my, Kujawianie, będziemy przechowywać pamięć tego wydarzenia między sobą i opowiadać naszym dzieciom i wnukom…
W poszukiwaniu świadków tamtych wydarzeń udałem się na miejsce katastrofy lotniczej Pleszów – Kujawy. Ta sama nazwa co przed laty, ale miejsce odmienione. Z kilkunastu domów na Kujawach-Zalesiu przetrwało do naszych czasów zaledwie kilka, a w miejscu gdzie były zabudowania Kujaw-Kępy mamy teraz osadnik popiołów hutniczych. Dwie osoby, przypadkowo spotkane przeze mnie na osiedlu obok śluzy, nie wiedzą nic na temat krzyża. Wreszcie ktoś spytany na Kujawach odsyła mnie do pana Franciszka Wójcika, który z wielką radością zgodził się porozmawiać przy krzyżu, na miejscu katastrofy.
Pan Franciszek Wójcik tak wspomina: - Mój rodzinny dom był tu, na Kujawach –Zalesiu . Nie byłem przy płonącym samolocie, ale miejsce gdzie spłonął oczywiście jest mi znane, bo z innymi kolegami zbieraliśmy jeszcze jakiś czas po tym wydarzeniu różne śrubki i inne fragmenty jakie pozostały po samolocie. Doskonale pamiętam poświęcenie drewnianego krzyża. Ludzie byli tutaj wkoło, na wale wiślanym a niektórzy nawet na drzewach. Było bardzo wielu ludzi, ogromna rzesza jak na niewielkie Kujawy. Krzyż dowieziono pod kapliczkę (teraz ulica Popielnik) i stąd był już niesiony, bo dalej konie nie mogły ciągnąć wozów z powodu błota. Pilota Polesińskiego pamiętam, jako wysokiego, przystojnego mężczyznę. Pamiętam, że na końcu swojej przemowy, pilot się rozpłakał. Krzyż był wysoki, drewniany i od razu został otoczony przez mieszkańców Kujaw czcią. Moja mamusia i inne osoby przychodziły w to miejsce pomodlić się. A kiedy przychodziły trudne chwile powodzi, staliśmy na wale i patrzyliśmy co się dzieje z krzyżem, prosząc Boga o ocalenie naszych domów. Usytuowanie krzyża za wałem narażało go na zniszczenie przez wezbrane wody Wisły. Woda zabierała krzyż dwukrotnie. Raz dopłynął Wisłą aż do Opatowca. Po powodzi w roku 1997 był już tak zniszczony, że postanowiłem, abyśmy wykonali krzyż betonowy. Jest niższy od oryginału, ale ma betonowy postument i udało nam się w składzie czteroosobowym, donieść go tutaj na miejsce. Poświęcił go ksiądz proboszcz Jan Hyc. Na krzyżu nie ma tabliczki i pewnie nie wszyscy wiedzą na jaką pamiątkę go postawiono. Do Mogiły jest stąd około 5-6 km a dawniej było bardzo dogodne połączenie wałem wiślanym Wały były utrzymywane w doskonałym stanie, trawy były sieczone i spokojnie można było iść, jechać rowerem gdy go ktoś miał.
Dla czcicieli Cudownego Krzyża Mogilskiego bardzo odpowiednia będzie wycieczka na Kujawy, na miejsce związane z Mogilskim Sanktuarium. Z ulicy Igołomskiej należy skręcić w ulicę Nadbrzezie i dalej w prawo, w ulicę Dymarek. Po lewej stronie drogi miniemy oczyszczalnię ścieków „Kujawy”, a z prawej wał osadnika popiołów. To za tym wałem są zalane tereny Kujaw–Kępy. W końcu przejedziemy obok końcowego przystanku linii autobusowej 146 i na małym rozjeździe wybieramy kierunek na wprost. Musimy dotrzeć do starej kapliczki na rogu ulicy Popielnik. Przed kapliczką skręcamy w lewo i udajemy się do końca ulicy Popielnik, aż do miejsca, gdzie dalsza jazda autem jest trudna. Należy dotrzeć na wał wiślany, skąd bez problemu zobaczymy stojący samotnie wśród traw betonowy krzyż. To tutaj możemy w ciszy pomodlić się i zadumać nad historią tego miejsca i tej okolicy - wsi, która zniknęła, i ludzi, których już nie ma. Wyobraźmy sobie płonący samolot, a później tłumy na uroczystości poświęcenia krzyża. A dzisiaj? W roku 2008? Samotny betonowy krzyż, zanikająca pamięć o historii tego miejsca, i trawy, którymi zarosły ścieżki wiodące do niego… Czy pamięć o tym miejscu uda nam się przekazać następnym pokoleniom?
Waldemar Cyganik
Serdecznie dziękuję panu Władysławowi Polesińskiemu – synowi pilota, za cenne uwagi oraz materiały z rodzinnego archiwum, panu Franciszkowi Wójcikowi za podzielenie się wspomnieniami, księdzu Stanisławowi Wajdziakowi, proboszczowi z Pleszowa oraz panu Adamowi Gryczyńskiemu, za udostępnienie materiałów na temat tej katastrofy, które zgromadził w związku z przygotowywaniem do druku drugiej części albumu „Czas Zatrzymany”. W artykule wykorzystałem także materiały oraz cytaty z książki „Kapitan pilot Władysław Polesiński – Człowiek mocny Bogiem ”, Wydawnictwo Soli Deo, 2006.
+ + +
Zwracam się z apelem i prośbą do radnych dzielnicowych i miejskich z terenu Nowej Huty, a także do władz miasta Krakowa, o wygospodarowanie skromnych funduszy na oznakowanie dojścia do krzyża oraz zagospodarowanie terenu wokół samego krzyża na Kujawach. Byłoby też rzeczą piękną, gdyby Rada Miasta Krakowa uznała kpt. pilota Władysława Polesińskiego patronem jednej z nowych ulic w naszym mieście. To wszak tutaj, na terenie dawnych wsi Kujaw i Mogiły (obecnie w Dzielnicy XVIII ) miało miejsce wydarzenie, które na zawsze ukształtowało życie pilota Władysława Polesińskiego .
Kapitan pilot, mgr praw Władysław Polesiński
Urodził się w roku 1906 w Żelechowie, obok Garwolina na Mazowszu. Po ukończeniu gimnazjum, został przyjęty do Korpusu Kadetów w Modlinie, a następnie trafił do Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, którą ukończył we wrześniu 1927 roku. Po ukończeniu szkoły dostał przydział do 2 Pułku Lotniczego w Krakowie Rakowicach–Czyżynach. W roku 1928 żeni się z Janiną Truchlińską. W czasie służby w Krakowie pełnił funkcję adiutanta dowódcy, był także komendantem poligonu na Pustyni Błędowskiej obok Olkusza. W roku 1929 rozpoczął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego jako słuchacz zwyczajny. Codziennie maszerował piechotą z Rakowic na UJ i z powrotem. Uczył się wieczorami, a w dzień normalnie pełnił służbę. W styczniu 1934 złożył egzaminy i uzyskał dyplom magistra prawa. Katastrofa samolotu na Kujawach miała miejsce w roku 1931. Trzy lata później, w roku 1934 porucznik Władysław Polesiński ufundował wotum do mogilskiego sanktuarium - mały samolocik z biało-czerwonymi szachownicami. Latem roku 1935 złożył egzaminy do Wyższej Szkoły Wojennej, którą ukończył w roku 1937. Pilot Władysław Polesiński, wkrótce po poświeceniu krzyża na Kujawach, w listopadzie 1935 r. został przeniesiony do Warszawy, do Dowództwa Lotnictwa, a w marcu 1938 został mianowany kapitanem. W czasie studiów w Wyższej Szkole Wojennej założył ruch Rycerski Zakon Krzyża i Miecza, szczególnie popularny wśród młodych oficerów sztabu generalnego. Jego członkowie byli zobowiązani do codziennego, wieczornego raportu przed Chrystusem i Maryją .Odbywało się to zawsze o godz. 21.00, i stąd też kapitan Polesiński jest uważany za prekursora Apelu Jasnogórskiego (Apel Jasnogórski został oficjalnie ustanowiony przez Prymasa Stefana Wyszyńskiego w latach pięćdziesiątych XX w).
Wobec niebezpieczeństwa zbliżającej się wojny, zaczyna się nowa działalność kapitana Władysława Polesińskiego – wędrówka po Polsce z serią odczytów na temat analizy wartości żołnierzy polskich i niemieckich. W sierpniu 1939 roku jego odczyty w Gdyni i Grodnie gromadzą kilkudziesięciotysięczne rzesze słuchaczy . Tuż przed wybuchem wojny wysyła swoją rodzinę do Żelechowa. Synka a z żoną żegna się następującymi słowami: - Janusiu najdroższa, wybacz! Ojczyzna jest pierwsza. Dopiero po niej jest Rodzina…
We wrześniu 1939, na własną prośbę bierze ochotniczo udział w obronie Warszawy (wcześniej miał przydział do lotnictwa Armii Modlin).U boku prezydenta stolicy, Stefana Starzyńskiego, kapitan Polesiński walczy do końca. Po przemówieniach prezydenta wygłasza swoje patriotyczne przemówienia na falach radiowych, a 14 września słyszany był po raz ostatni. 16 września 1939 r. wystartował do swojego ostatniego lotu. Zginął śmiercią bohaterską, gdy jego samolot został zestrzelony przez Niemców. Żył zaledwie 33 lata, do śmierci wierny swojemu życiowemu credo: „Bóg, Honor i Ojczyzna ”. Miejsce jego pochówku nigdy nie zostało odnalezione. W kilka godzin po wkroczeniu do Warszawy, Niemcy przeprowadzili rewizję w mieszkaniu Polesińskich i wywieźli wszystkie rzeczy osobiste kapitana.
Porucznik pilot Władysław Polesiński (zdjęcie z archiwum rodzinnego Polesińskich).
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".