Branża stalowa nie wychodzi z dołka, a prognozy nie wskazują na to, by szybko mogła się odbić od rynkowego dna.
Produkcja stali w polskich hutach w ostatnich miesiącach spadała. Według najświeższych wstępnych danych Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej w listopadzie wyprodukowano w kraju 644 tys. ton stali, czyli o 24 proc. mniej niż w listopadzie rok wcześniej. Stefan Dzienniak, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, podkreśla, że choć Izba jeszcze nie podsumowała całego ubiegłego roku, wiele wskazuje na to, że był on dużo gorszy niż rok 2018. Przede wszystkim z powodu słabego rynku. Zużycie jawne stali w 2019 roku szacuje się na niewiele ponad 13 mln ton, a w 2018 roku wyniosło ono blisko 15 mln ton.
– Poza tym konsekwencje wojny celnej nie były tak widoczne w 2018 roku, ujawniły się dopiero w 2019. Ogromna presja producentów na Unię Europejską spowodowała, że ceny stali spadały, a nam trudno było obronić się przed napływem wyrobów spoza Wspólnoty, po cenach, na jakie my nie mogliśmy się zgodzić przy naszych kosztach produkcji – wyjaśnia Stefan Dzienniak.
Zdaniem prezesa HIPH środki ochrony rynku zastosowane przez UE okazały się słabym narzędziem walki o konkurencyjność europejskiego sektora. Producenci z krajów trzecich umiejętnie omijali te obostrzenia, skutkiem czego tańsze towary napływały do Polski falami, powodując spadek cen. Ta ciągła niestabilność dała się krajowym producentom we znaki.
Całości czarnego scenariusza dopełniły rosnące ceny uprawnień do emisji CO2, a co za tym idzie windowane ceny energii. A od października tego roku wchodzi w życie jeszcze ustawa o rynku mocy, która również pogarsza perspektywy dla branży – koszty produkcji znów wzrosną.
– Musimy się też liczyć z tym, że unijna perspektywa finansowa na lata 2014–2020 dobiega końca, większość środków np. na inwestycje infrastrukturalne już zostało rozdysponowana, a czas pomiędzy perspektywami będzie po prostu słabszy – zaznacza szef Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej. – Na razie nie mamy pozytywnych sygnałów, które pozwoliłyby nam liczyć na wzmocnienie rynku. To prawda, że firmy i dystrybutorzy rozpoczęli ten rok z niskim poziomem zapasów magazynowych, które teraz uzupełniają, bo sprzyjają temu m.in. warunki pogodowe. Nie wydaje mi się jednak, że może to świadczyć o ożywieniu rynku. Spodziewamy się, że przynajmniej gospodarka niemiecka odbije się w końcu od spowolnienia, a co za tym idzie i u nas zaobserwujemy symptomy poprawy rynku. Jednak prognozujemy, że może to nastąpić dopiero w III kwartale tego roku – podsumowuje prezes Dzienniak.
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".