Od wielu ju¿ lat, wraz z dwójk± lub trójk± kolegów, w drugiej po³owie listopada je¿d¿ê nad Dunajec ¿egnaæ wêdkarski sezon. Dawniej je¼dzili¶my na pocz±tku grudnia, ale to by³o w czasach, gdy nie by³o jeszcze okresu ochronnego na miêtusa. W tym roku umówili¶my siê na wyjazd w sobotê, 15 listopada. Oczywi¶cie pod warunkiem, ¿e nie bêdzie lalo. Móg³ byæ lekki mróz, móg³ lekko prószyæ ¶nieg – taka pogoda nam nie przeszkadza³a. Zawsze w trakcie takiej wyprawy palimy ognisko, wiêc zimno nie ma znaczenia. Jedyn± przeszkod± móg³ byæ tylko deszcz. Ju¿ od poniedzia³ku z napiêciem sprawdzali¶my zapowiedzi pogody. Wszystko wskazywa³o na to, ¿e w sobotê ma byæ pogodnie, chocia¿ w pi±tek jeszcze trochê pada³o. Umówili¶my siê na siódm± rano. Zdecydowali¶my, ¿e pojedziemy nad Dunajec w okolice Zakliczyna. We trójkê – ja, Leszek i Andrzej.
O siódmej rano zobaczy³em podje¿d¿aj±cy pod mój blok samochód Leszka. Zapakowali¶my mój sprzêt i pojechali¶my po Andrzeja. Piêtna¶cie po siódmej jechali¶my ju¿ w stronê Niepo³omic. Dzieñ zapowiada³ siê piêknie, chocia¿ na niebie by³o jeszcze sporo chmur. Przed dziewi±t± wjechali¶my na most w kierunku Zakliczyna. Zaraz za mostem skrêcili¶my w prawo i zjechali¶my nad sam± wodê, na spor± ³achê grubego ¿wiru. Podjechali¶my na jej koniec. Miejsce wydawa³o siê idealne. Wokó³ nikogo. Cisza. Przed nami pokryte lasami pasma wzgórz. Te lasy ju¿ nie takie kolorowe jak we wrze¶niu czy pa¼dzierniku. Wiêcej w nich szaro¶ci, chocia¿ tu i ówdzie z³oci³y siê jeszcze resztki jesiennych li¶ci. Có¿, jakby nie by³o, to przecie¿ pó¼na jesieñ. O tej porze nieraz ju¿ bywa³ ¶nieg.
– No, panowie, zabieramy siê za zbieranie drewna – zarz±dzi³ Andrzej. Ognisko zamierzali¶my zapaliæ oko³o trzeciej po po³udniu, gdy zacznie siê robiæ szarówka. £owiæ postanowili¶my do dziesi±tej wieczór, a ogieñ przez ca³y czas trzeba przecie¿ czym¶ ¿ywiæ. Na szczê¶cie nad brzegiem sporo by³o drewna, naniesionego przez wcze¶niejsze powodzie. W ci±gu pó³ godziny zgromadzili¶my niez³± górkê opa³u. – Mo¿emy siedzieæ nawet do pó³nocy – cieszy³ siê Leszek. – Noo, jest po prostu piêknie – zachwyca³ siê Andrzej. £owisko stwarza³o ró¿ne mo¿liwo¶ci. Mo¿na by³o podej¶æ ³ach± w górê rzeki i po³owiæ pod filarami mostu. Za filarami by³o do¶æ g³êboko, a woda p³ynê³a spokojnym nurtem. Mo¿na by³o po³owiæ na wprost naszego obozowiska. Tam nurt by³ do¶æ ¿ywy. Mo¿na te¿ by³o podej¶æ brzegiem, w dó³ rzeki, w kierunku g³ówek i po³owiæ na granicy bystrego nurtu i leniwie rozlewaj±cej siê wody. Tymczasem zza chmur coraz czê¶ciej zaczê³o pokazywaæ siê s³oñce. Zapowiada³ siê piêkny dzieñ.
(Ci±g dalszy za tydzieñ)
Jakub Kleñ
· Napisane przez Administrator
dnia November 27 2008
1155 czytañ ·
Ten serwis u¿ywa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przegl±darki oznacza zgodê na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowi± tylko czê¶æ materia³ów, które w ca³o¶ci znale¼æ mo¿na w wersji drukowanej "G³osu - Tygodnika Nowohuckiego".