Na ryby w ubieg³y pi±tek umawiali¶my siê ju¿ tydzieñ wcze¶niej. Wszyscy dysponowali¶my wolnym czasem od rana do wczesnego popo³udnia: ja, Andrzej i Leszek. Umówili¶my siê, ¿e nad zalew w Zes³awicach wyje¿d¿amy o szóstej rano. Jedyn± przeszkod± móg³ byæ tylko deszcz. Pogoda od poniedzia³ku by³a do¶æ ponura, ale w prognozach pogody zapowiadano, ¿e od pi±tku mia³o siê poprawiaæ. W czwartek zakupili¶my przynêty: kilka sztuk niewielkich karasków na ¿ywca oraz pude³ko du¿ych rosówek Leszek obieca³ zabraæ przeno¶nego grilla. W nocy solidnie przela³o, ale nad ranem po deszczu nie by³o ¶ladu. Przed szóst±, za pomoc± krótkich sms-ów potwierdzili¶my sobie, ¿e jedziemy.
Na parkingu przed zalewem w Zes³awicach byli¶my o wpó³ do siódmej. By³o ju¿ kilku wêdkarzy. Niektórzy ³owili na ¿ywca. Kilku innych przechadza³o siê wzd³u¿ brzegu i spinningowa³o. Zale¼li¶my trzy wolne stanowiska (w pobli¿u miejsca, gdzie kilka tygodni temu Leszek wyci±gn±³ swojego sandacza) i zmontowali¶my zestawy. Andrzej obie wêdki zarzuci³ na rosówki, my z Leszkiem po jednym kiju przeznaczyli¶my na rosówki, a po drugim na ¿ywca.
Po pó³ godzinie zaczêli¶my odczuwaæ dotkliwe i zimne podmuchy wiatru. By³o naprawdê nieprzyjemnie. Mia³em na sobie dwie koszule, sweter i kurtkê, a i tak parê razy mnie otrzepa³o. Ca³e szczê¶cie, ¿e Leszek mia³ przy sobie zapasow± we³nian± czapkê. – Ubierz, bêdzie ci cieplej – powiedzia³, patrz±c na mój trzês±cy siê co jaki¶ czas korpus. Mia³ racjê. W czapce by³o zdecydowanie milej. Przynajmniej ciep³o nie ucieka³o przez g³owê. Ale najgorsze by³o to, ¿e nic nie bra³o. Co prawda, zarówno na moim, rosówkowym kiju, jak i na wêdce Andrzeja w pewnych momentach bombki do¶æ energicznie uderzy³y w kij, ale na tym siê skoñczy³o. Prawdopodobnie jaki¶ niewielki okoñ albo inny drobiazg poci±gn±³ za zwisaj±c± z haczyka koñcówkê rosówki. A na ¿ywcówkach nawet nie drgnê³o. O dziesi±tej Leszek zaproponowa³ ciep³e danie z grilla. Rozpalili¶my ogieñ i po pó³ godzinie pa³aszowali¶my gor±c± paprykê faszerowan± ry¿em. Humory trochê siê poprawi³y, zw³aszcza ¿e na palenisku utrzymywali¶my ogieñ, przy którym mo¿na by³o przynajmniej ogrzaæ rêce. – Gdyby podszed³ jaki¶ sandaczy, to by¶my go od razu zgrilowali – rozmarzy³ siê Andrzej, popijaj±c gor±c± herbatê. Ale, jak na z³o¶æ, ¿aden sandacz nie chcia³ podej¶æ. Podej¶æ te¿ nie chcia³ ¿aden szczupak. Na domiar z³ego w pewnym momencie nadci±gnê³y szare chmury i zaczê³o padaæ. Zdecydowali¶my, ¿e koñczymy wcze¶niej. Nie o trzeciej po po³udniu, jak planowali¶my, ale ju¿ o pierwszej.
Tego dnia efekty, nie tylko naszego, wêdkowania w Zes³awicach do zachêcaj±cych nie nale¿a³y. Jedynie ³owi±cy niedaleko naszego stanowiska starszy pan wyci±gn±³ szczupaka na 62 centymetry. Z³owi³ go na srebrn± wahad³ówkê. A wracaj±c dowiedzieli¶my siê od jednego z wêdkarzy, ¿e podobno kto¶, kto spinningowa³ po wschodniej stronie zalewu wyci±gn±³ z samego rana dwa wymiarowe sandacze. Reszta jedynie marzy³a o rybie.
Jakub Kleñ
· Napisane przez Administrator
dnia October 23 2008
1214 czytañ ·
Ten serwis u¿ywa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przegl±darki oznacza zgodê na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowi± tylko czê¶æ materia³ów, które w ca³o¶ci znale¼æ mo¿na w wersji drukowanej "G³osu - Tygodnika Nowohuckiego".