Dokładnie dwadzieścia lat temu w Polsce rozgrywał się kolejny etap agonii systemu komunistycznego. W czasie sierpniowej fali strajków 1988 roku, głownie na Śląsku i na Pomorzu, doszło do spotkania Lecha Wałęsy, wówczas niekwestionowanego lidera „Solidarności”, z ministrem spraw wewnętrznych Czesławem Kiszczakiem. Wyznaczenie gen. Kiszczaka na rozmówcę Wałęsy miało sugerować, że nie władze polityczne, ale Służba Bezpieczeństwa będzie decydować o dalszych perspektywach rozmów z opozycją. Po tym spotkaniu Wałęsa wezwał do zakończenia strajków, spodziewając się w zamian rozpoczęcia rozmów na temat ponownej legalizacji „Solidarności”.
Jednak pomimo obietnic rozpoczęcia rozmów przy okrągłym stole, składanych przez reżimowe władze, do przełomu wówczas nie doszło. Na początku września przerwano ostatnie już strajki: w hucie „Stalowa Wola”, w zakładach Szczecina, w kopalni „Manifest Lipcowy”. W tej ostatniej radykalni przywódcy górników przygotowali nawet taczki, aby wywieźć na nich Wałęsę, gdy przyjedzie wzywać do zakończenia protestu. 15 i 16 września odbyły się wprawdzie rozmowy w podwarszawskiej Magdalence, a oprócz Wałęsy i Kiszczaka uczestniczyło w nich kilkanaście osób, jednak okazało się, że mimo wygaszenia strajków, komuniści nie zamierzają pójść na żadne ustępstwa. Przeciwnie, w poufnej rozmowie Kiszczakowi udało się przekonać Wałęsę, aby w końcowym komunikacie nie było mowy o legalizacji „Solidarności”. Wałęsa zgodził się wbrew przyjętym w tej sprawie uchwałom Krajowej Komisji Wykonawczej „S”. Komunikat ogłoszono, chociaż rozmowy skończyły się niczym. Kilka dni później Rakowski został powołany na premiera rządu PRL i podjął decyzję o postawieniu w stan likwidacji Stoczni Gdańskiej – miejsca narodzin „Solidarności”. O okrągłym stole nie było już mowy. Ponowne poderwanie do strajku zniechęconych i rozczarowanych załóg wydawało się niemożliwością. Komuniści zyskali cenne miesiące na przygotowanie się do przejęcia w swoje, już prywatne ręce, znacznej części państwowego majątku.
Co do tego krótkiego, zaledwie kilkutygodniowego epizodu, istnieją rozbieżne opinie historyków i publicystów. Jedni uważają, że Wałęsa oraz jego ówcześni najbliżsi doradcy, czyli Mazowiecki, Michnik czy Geremek, postępowali słusznie, szukając za wszelką cenę możliwości podjęcia dialogu z władzami oraz wyprowadzenia Polski z politycznego i ekonomicznego kryzysu. Inni przeciwnie, twierdzą, że nie należało wygaszać strajków, a raczej wezwać do ich rozszerzenia i – ponieważ Związek Sowiecki nie był już zdolny do wojskowej interwencji – zmusić komunistyczny reżim do kapitulacji i oddania władzy. Jaruzelski i Kiszczak stanęliby przed sądem i poszli siedzieć na parę lat, mocodawcy zabójców ks. Popiełuszki czy morderców z kopalni „Wujek” dostaliby dożywocie, partia komunistyczna zostałaby zdelegalizowana i nie zdołała przywłaszczyć sobie gigantycznego majątku, a Służba Bezpieczeństwa i Informacja Wojskowa zostałyby uznane za organizacje przestępcze, w związku z czym ich funkcjonariusze straciliby przywileje i wysokie emerytury.
Tak się nie stało i dziś jest to już jałowy spór historyków. Problem w tym jednak, że są środowiska, które usiłują takich sporów i dyskusji zakazać. A co najsmutniejsze, pozyskują do swoich celów kilku byłych liderów „Solidarności”, z Wałęsą na czele.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia September 12 2008
1117 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".