Kilka dni po powodzi, która nawiedziła południowy zachód Polski pisałem: „Rząd premiera Tuska czeka surowy egzamin. Egzamin z tego, jak zarówno on, jako premier, jak i wszyscy jego współpracownicy, odpowiedzą na potrzeby mieszkańców zalanych wodą wiosek i miast Śląska, Opolszczyzny oraz Dolnego Śląska”. Tak pisałem dwa tygodnie temu. Tymczasem powoli mija szok związany z kataklizmem i wracamy do codziennej krzątaniny. Ale nie dotyczy to mieszkańców zalanych terenów. Dla nich zaczął się teraz czas mozolnej odbudowy zniszczonego otoczenia. Nie możemy o nich zapomnieć. Ale przede wszystkim nie mogą o nich zapomnieć władze naszego kraju. Czy władze zdadzą egzamin? Nie wiem. Ale czytając doniesienia z ostatnich dni września mam coraz więcej wątpliwości. W piątek, 27 września przeczytałem, że dziesięć dni po powodzi w państwowej instytucji wstrzymano przyjmowanie wniosków o pomoc, bo…. skończyły się pieniądze na ten cel! Taką informację upublicznił Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Opolu. W Tygodniku Solidarność przeczytałem, że handlowcy z Lądka-Zdroju, którzy prowadzili działalność na rynku tamtego miasteczka, właśnie się dowiadują, że rządowa pomoc dla powodzian im nie przysługuje, nawet jeśli zniszczone lokale to ich prywatna własność. Z kolei minister rolnictwa i rozwoju wsi Czesław Siekierski oznajmił, że będzie problem z finansowaniem niektórych remontów budynków gospodarskich.
To wszystko dzieje się teraz, gdy wciąż jeszcze przed oczami mamy niszczący wszystko żywioł. A co będzie za parę miesięcy, gdy dla większości Polaków powódź przestanie być tematem działającym na emocje i wyobraźnię?
Jan L. Franczyk
· Napisane przez Administrator
dnia October 05 2024
260 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".