Powoli przyzwyczajamy się do zagrożeń jakie przyniosła zaraza. Jeszcze kilka tygodni temu uważnie śledziliśmy informacje o postępach koronowirusa, niepokoił nas wzrost liczby zachorowań, nie mówiąc już o przypadkach śmierci. Nie tylko akceptowaliśmy rozmaite zarządzenia, ograniczające nasze życie do zbiorowej kwarantanny, ale sami mnożyliśmy środki bezpieczeństwa, nawet wtedy, gdy wydawały się pewną przesadą. Sytuacja zmienia się, pandemia nam spowszedniała, mniej interesują nas statystyki zarażeń, śmielej przekraczamy kolejne bariery, które tworzyło poczucie zagrożenia. Nawet gdyby miała nadejść kolejna fala koronawirusa, stopniowo uczymy się z nim żyć.
Gdy niebezpieczeństwo wydawało się wciąż bardzo duże, naturalnym odruchem było zaufanie do władz, które z pandemią skutecznie walczyły. Osiągnęliśmy bardzo wiele: zachorowań i śmierci było wielokrotnie mniej niż w bogatych krajach Europy, a gospodarka lepiej znosiła zastosowane ograniczenia. Gdy tylko strach nieco zmalał, zaczęliśmy znów nasłuchiwać głosów opozycyjnych narzekaczy, wiecznych fatalistów, życzących Polsce i nam wszystkim jak najgorzej, byle tylko znów dorwać się do władzy. Opozycja nigdy nie pogodziła się z wynikiem wyborów, zawsze uważała, że ciemna masa ma pracować, a nie głosować na kogo jej się spodoba. Lewicowo-liberalna elita zawsze uważała, że demokracja jest wtedy, gdy ona rządzi i gdy staje się właścicielem całego państwa i jedynym właścicielem majątku jego obywateli. Pod ich rządami złodzieje mają prawo kraść, lekarze brać łapówki, sędziowie łamać prawo, a posłuszni celebryci robić co im się podoba nawet z nieletnimi. Gdy tylko oswoiliśmy się z zarazą, natychmiast znów pojawiły się polityczne upiory, domagające się władzy dla wybranych. Znów krzyczą, że tylko oni mają prawo rządzić, że rozpanoszona nadzwyczajna kasta musi kontrolować wymiar sprawiedliwości, a dziennikarze mogą pisać tylko pod dyktando sprzedajnych mediów.
To oni znów od rana do wieczora krzyczą, że wybory mają się odbyć wtedy, gdy oni zechcą, a jak wypadną nie po ich myśli, to będą nieważne. To oni kłamią, że sędziom wszystko wolno, a nawet najgłupsze i najbardziej skorumpowane indywidua mogą dowolnie interpretować prawo. To oni zachęcają do agresji i ulicznych awantur, byle tylko stworzyć wrażenie, że nie liczy się głos większości wyborców, a rację mają grupki dobrze opłacanych zadymiarzy.
Polityczny teatrzyk znowu rusza. Trzaskowski zastąpił Kidawę-Błońską, Biedroń zamienia się miejscami w rankingach z Kosiniakiem-Kamyszem, Hołownia udaje, że ma coś do powiedzenia. Przez najbliższe tygodnie, aż do wyborów, będziemy musieli oglądać występy politycznych naciągaczy i hochsztaplerów, udających zatroskanie naszym zdrowiem i dobrobytem. A po wyborach słuchać lamentów, że ciemny lud znów nie wybrał tych co powinien. Na szczęście naiwnych, którzy wierzą ogłupiającej propagandzie, jest coraz mniej, a coraz więcej tych, którzy po doświadczeniach pandemii chcą jak najszybciej wrócić na drogę stabilizacji i rozwoju.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia May 29 2020
808 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".