Łukasz Gawroński, młody wędkarz z Nowej Huty, który kilka miesięcy temu prezentował już w tej rubryce swojego rekordowego sandacza, tym razem przyszedł do mnie w Wielki Czwartek, by pochwalić się swoim kolejnym sukcesem – karasiem mierzącym… 45 centymetrów.
+ Karaś jak się patrzy. Gdzie go złowiłeś?
- W Wielki Czwartek, przed południem, pojechaliśmy do Zesławic. Ulokowaliśmy się nad zbiornikiem, który - patrząc od strony Nowej Huty – znajduje się po lewej stronie.
+ To znaczy, nie nad tym, który kończy się zaporą?
- Nie, nad tym drugim. Zajęliśmy stanowisko po jego zachodniej stronie. Byliśmy tam z ojcem sami, ale po przeciwległej stronie zbiornika łowiło z dziesięciu wędkarzy. Ja miałem zarzuconą gruntówkę z makaronem na haczyku. Gdy montowałem spławikówkę, nagle zauważyłem, że bombka na moim kiju gwałtownie uderzyła o kij. Rzuciłem montowaną właśnie wędkę i podbiegłem do gruntówki. Zaciąłem. Od razu zorientowałem się, że będzie coś większego. Początkowo myślałem, że zaczepiłem karpia, dopiero, gdy wyciągnęliśmy rybę na brzeg, gdy zobaczyłem, że nie ma wąsów, okazało się, że to potężny karaś.
+ Nie było problemów z podebraniem jej?
- Były. Nie zdążyliśmy z ojcem wyjąć z podbieraka z samochodu. W tej sytuacji ojciec pomógł mi wyciągnąć rybę wprost z zalewu. Wpadł nawet do wody, gdy się po nią schylał.
+ W Zesławicach zwykle mocno wieje. Jak było, gdy wy łowiliście?
- Wiało od południowego-wschodu. To znaczy wiało nam w twarz, ale wiatr nie był specjalnie dokuczliwy. Zwłaszcza gdy holowałem rybę. Było trochę emocji, bo karaś uparcie walczył.
+ Gratuluję sukcesu i życzę kolejnych.
Jakub Kleń
Łukasz Gawroński ze swoim rekordowym karasiem
· Napisane przez Administrator
dnia April 12 2007
1928 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".