Młodzi lekarze, po odbyciu długoletnich studiów, stażów, ale przed uzyskaniem specjalizacji zwani rezydentami, upomnieli się o poprawę sytuacji w służbie zdrowia. Domagają się nie tylko o zwiększenie własnych wynagrodzeń z poziomu ok. 2000 zł na rękę, ale przede wszystkim chcą zwiększenia nakładów na ochronę zdrowie, odbudowy personelu medycznego, zakupu sprzętu, a tym samym polepszenia świadczeń medycznych i skrócenia kolejek w dostępie do lecznictwa. Ze strony rządzących nie do końca spotkali się ze zrozumieniem, a nawet brutalnym potraktowaniem. Głodujących lekarzy niektórzy określili jako polityczną opozycję lub jej forpocztę. Co zatem mówią fakty?
Jeśli za punkt odniesienia weźmiemy państwa skupione w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), do której Polska również należy, okaże się, że na zdrowie wydajemy o około 30 proc. mniej niż przeciętny członek OECD. W odniesieniu do wielkości gospodarki jest to 4,8 proc., wobec średniej na poziomie 9,5 procent. Najbogatsze europejskie państwa, takie jak Holandia, Francja, Szwajcaria czy Niemcy, wydają na zdrowie równowartość 11 proc. PKB.
Gdybyśmy chcieli dorównać do tego poziomu, to na sektor medyczny musielibyśmy wyłożyć dodatkowe 60 mld zł, czyli każde gospodarstwo domowe powinno wpłacać do NFZ lub na prywatne ubezpieczenia zdrowotne ok. 450 zł miesięcznie więcej niż obecnie.
Eksperci OECD podali, że na tysiąc Polaków przypada prawie 25 pracowników służby zdrowia (wszystkich nie tylko lekarzy). To jeden z najniższych wskaźników. Mniej jest w Chile (22 osoby) i w Meksyku (13 osób). Najpewniej mogą się czuć Norwegowie, na każdy tysiąc mieszkańców przypada tam ponad setka zatrudnionych w służbie zdrowia. Lekarzy mamy 2,3 na tysiąc mieszkańców, a Norwegowie 4,5. Najbardziej zaopiekowani mogą się czuć Austriacy, którzy mają do dyspozycji 5 lekarzy na tysiąc mieszkańców. Eksperci zbadali również migrację personelu medycznego. Z raportu wynika, że tylko w 2014 r. z Polski mogło wyjechało kilka tysięcy lekarzy i wykształconych pielęgniarek.
I jeszcze jedno, mamy też za mało urządzeń do tomografii komputerowej (15 proc. poniżej średniej dla OECD) i dramatycznie mało do rezonansu magnetycznego (60 proc. poniżej średniej). Sprzętu stopniowo przybywa, personelu medycznego – nie.
Premier Beata Szydło poinformowała, że w 2017 r. na służbę zdrowia rząd skierował dodatkowo 8 mld zł. Pieniądze zostały przeznaczone na zakup świadczeń, m.in. leczenie zaćmy i bioder, a także na wyposażenie gabinetów medycznych w szkołach. Szefowa rządu zapowiedziała, że w 2018 roku do systemu trafi dodatkowo kolejne 6 mld zł. Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówi także o planach zwiększenia nakładów na służbę zdrowia do 6 proc. PKB. Spór dotyczy jednak horyzontów czasowych. Rządzący wskazują na połowę dekady lat dwudziestych tego wieku, a strajkujący domagają się zwiększenia nakładów na zdrowie w ciągu trzech lat, czyli do roku 2021 do 6,8 proc. PKB. To jest dwa razy szybciej i chodzi o drugie tyle pieniędzy, niż proponują rządzący.
Czy na to nas stać? Jak wynika z zapewnień sprawujących władzę, Polska rozwija się znakomicie, a sytuacja budżetu poprawia się z roku na rok. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby większy strumień pieniądza skierować na zdrowie, bo cóż jest cenniejszego, jak nie ten cel!
SŁAWOMIR PIETRZYK
· Napisane przez Administrator
dnia October 22 2017
1054 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".