Nie tak dawno Trybunał Konstytucyjny wydał bardzo ważne orzeczenie. Uznał, że, niewaloryzowana od 2007 roku kwota wolna od podatku, która obecnie w Polsce wynosi 3091 zł w skali roku, jest sprzeczna z Konstytucją oraz zasadą sprawiedliwości społecznej. Obecny mechanizm ustalania tej kwoty i jej korygowania narusza konstytucyjną zasadę zaufania do państwa. Nie może być tak, że ta kwota nie rośnie wraz z inflacją, a przede wszystkim minimum egzystencji, a tym samym pcha coraz większą grupę Polaków w objęcia pomocy społecznej. Ustawodawca powinien brać pod uwagę zdolność obywatela do płacenia podatku. Dopiero dochód zapewniający minimum egzystencji, zdaniem sędziów Trybunału, powinien być opodatkowany. Dzisiaj nawet najubożsi płacą podatek dochodowy. Wystarczy osiągać ok. 300 zł dochodu miesięcznie, by już płacić podatek. Nawet studenci dorabiający ciężką pracą do tego aby ulżyć rodzicom w ponoszeniu wydatków, muszą płacić podatki.
Tym bardziej jest bulwersujące, że mamy spośród krajów Unii Europejskiej najniższą kwotę wolną od podatku. Przykładowo w przeliczeniu na złotówki ta kwota we Francji wynosi 25 tys. zł, w Niemczech 30 tys. zł, w Wielkiej Brytanii blisko 50 tys. zł, w Hiszpanii 75 tys. zł, a na Cyprze nawet 82 tys. zł. To oznacza w praktyce, że przysłowiowy Kowalski już na początku roku trafia w ręce fiskusa, bo te 3 tys. zł jest nawet poniżej średniej krajowej pensji.
Ponadto jest to przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni państwowej do drugiej. Jeżeli mielibyśmy wyższą kwotę wolną od podatku to więcej pozostawałoby pieniędzy w kieszeniach obywateli i nie musieliby wyciągać ręki do państwa. A tak jedni urzędnicy w urzędach skarbowych mają więcej pieniędzy przy zbieraniu podatków, inni zajmują się redystrybucją tych podatków w postaci subwencji dla samorządów, gdzie kolejni urzędnicy w ośrodkach pomocy społecznej zajmują się ich rozdziałem osobom biednym złupionym przez państwo wysokim podatkiem. Dzięki podniesieniu kwoty wolnej od podatku nie tylko wzmacniamy obywatela, który jest gotów samodzielnie zarobić na swoje i rodziny utrzymanie, ale redukujemy aparat biurokratyczny, który przecież też kosztuje.
Zwycięska partia w wyborach zapowiadała podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, co nie było najwyższą zapowiadaną kwotą, bo lewica mówiła nawet o 12 tys. zł. Zatem powinniśmy zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego już w 2017 roku mieć wyższą kwotę wolną od podatku. Budzi jednak niepokój skąd na ten cel znajdą się pieniądze, a potrzeba ich nawet przy podwyżce tej kwoty rzędu 6,5 tys. ok. 14 mld zł i to wyciągniętych nie tylko z budżetu państwa, ale z kasy samorządów, które otrzymują część podatku dochodowego. Prawo i Sprawiedliwość obiecało także inne świadczenia jak np. 500 zł na dziecko, co będzie już od kwietnia wdrażane. Oby te pieniądze nie były pozyskane z podatków uderzających w obywatela, czyli np. podwyżki VAT. Trzeba także pamiętać, że wskazywane przez PiS źródła pozyskania dodatkowych funduszy do budżetu z opodatkowania banków, czy handlu, mogą rykoszetem uderzyć w obywateli korzystających z banków i tych najbiedniejszych kupujących tanie artykuły żywnościowe, bo na pewno te instytucje przerzucą na klientów podwyżki podatków, którymi obciąży ich nowy rząd.
Jest jeszcze jedno rozwiązanie do którego przychyla się obecnie PiS, zlekceważyć orzeczenie TK, który i tak dla tej partii jest niepotrzebny. Nie zmieniać żenująco niskiej kwoty wolnej od podatku, albo waloryzować ją stopniowo przez kilka lat. Ciekawe jak na to zareagują wyborcy, którym znów złożono obietnice bez pokrycia.
SŁAWOMIR PIETRZYK
· Napisane przez Administrator
dnia April 06 2016
769 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".