Andrzej zajął się pilnowaniem wędzarki, a ja postanowiłem obrzucić parę razy maleńką obrotówką co ciekawsze miejsca w rzece. Kilkanaście rzutów nie przyniosło żadnego rezultatu. Postanowiłem pójść w miejsce, gdzie rzeczka skręcą i gdzie utworzyło się głębsze koryto, które miejscowi nazywają banią. Rzuciłem dość daleko i zacząłem powoli ściągać. Po kilku sekundach poczułem jakby lekki zaczep. Delikatne przyciąłem nie chcąc zerwać stosunkowo cienkiej żyłki. Po chwili zorientowałem się, że zahaczyłem jakąś rybę, ale niewielką. Gdy wyciągnąłem ją na brzeg okazało się, że na małą blaszkę połakomił się niewielki kleń. Na szczęście zapiał się za dolną wargę, więc bez trudu dał się odczepić. Mierzył niestety tylko piętnaście centymetrów i po zrobieniu fotograficznej dokumentacji poszedł z powrotem do wody. Tam przez chwilę widziałem jego nieruchomy grzbiet, a po kilu sekundach czmychnął jak torpeda w kierunku drugiego brzegu. Co prawda, z niewielkim klonkiem, ale zostałem bohaterem pożegnania sezonu – była to jedyna ryba (a właściwie rybka) jaką udało nam się złowić tego dnia. Andrzej z Leszkiem musieli zadowolić się wędzonkami, które pod wieczór wspólnie wyjmowaliśmy z wędzarki. Ale czy mogliśmy wymarzyć sobie piękniejszy dzień? Rzeczka, łowienie, wędzenie, ognisko… A wszystko 22 grudnia.
Jakub Kleń
Niewielki kleń w dobrej kondycji powrócił do potoku.
· Napisane przez Administrator
dnia January 15 2015
1237 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".