Bywa, że jakieś drobne wydarzenie, albo dawno nie widziany obraz, potrafią wywołać falę wspomnień – wspomnień sięgających dzieciństwa. Tak jak zdarzyło się to mnie w ubiegłym tygodniu.
Na krótki tegoroczny urlop pojechałem do swojego rodzinnego domu w Porąbce Uszewskiej, gdzie na emeryturze zamieszkali moi rodzice. To tam, w dzieciństwie, spędzałem wszystkie wakacje. To tam, w pobliskiej rzeczce łowiłem swoje pierwsze ryby: kiełbie, piskorze, ukleje… Na haczyk zrobiony z niewielkiej agrafki, kawałeczek korka i leszczynowy kij. Większe ryby były wtedy poza moim zasięgiem, chociaż w rzece były zarówno dorodne klenie jak i przyzwoite pstrągi. Łowił je sąsiad z Nowej Huty, który również niekiedy wpadał do Porąbki na urlop. Ale to był prawdziwy wędkarz. Posiadał dwie bambusowe wędki i jedną piękną klejonkę z tonkinu. A poza tym, duże kołowrotki (o cieszących oko spławikach nawet nie wspominam). Pan Marian, bo tak miał na imię, na ryby wychodził zawsze rano i po paru godzinach zawsze coś przynosił – albo klenie, albo pstrągi. Czasami wybierał się nad pobliski Dunajec i wtedy jego zdobycz bywała bardziej urozmaicona – w siatce oglądałem: a to szczupaka, a to parę leszczy, a to wyjątkowo groźnie wyglądają brzanę. Pan Marian opowiadał czasami o rybach, ale nad wodę nie zabrał mnie nigdy. Do dzisiaj nie wiem dlaczego – może nie lubił dzieci?
Na jego sprzęt patrzyłem z niekłamanym podziwem marząc, że i ja może kiedyś będę miał prawdziwy bambusowy kij i prawdziwy kołowrotek. I tak, po upływie paru lat, się stało. W wieku jedenastu, może dwunastu lat, kupiłem bambusowy kij w sklepie przy Małym Rynku w Krakowie i sam zrobiłem swoją pierwszą składaną z dwóch części wędkę. Haczyki kupił mi jakiś znajomy starszy wędkarz. Bo trzeba pamiętać, że w tamtych latach, haczyki mógł kupić tylko posiadacz karty wędkarskiej. Takie to były czasy. Przy okazji zakupu bambusowego kija nabyłem również mały kołowrotek – z terkotką i hamulcem, który stanowiła dociskająca obracający się bęben śrubka.
Wreszcie stałem się prawdziwym wędkarzem. Z niecierpliwością czekałem na koniec roku szkolnego i na wakacyjny wyjazd do Porąbki.
A skąd te wspomnienia? Otóż, gdy w ubiegłym tygodniu siedziałem przed domem, zobaczyłem idących drogą dwóch, może dziesięcioletnich chłopców. Z wędkami pod pachą i małym wiadereczkiem przynęt, kierowali się w stronę rzeki. Tak, jak przed blisko pięćdziesięcioma latami robiłem i ja. Była jednak pewna różnica. Chłopcy w rękach trzymali przyzwoite, niewielkie teleskopowe kije, do których przymocowane były nowoczesne kołowrotki. No cóż… Czas się zmieniają. Ciekaw jestem tylko, czy i oni, gdy dorosną, wspominać będą swoje pierwsze wędkarskie wyprawy? Czy będą pamiętać te wyjątkowe chwile, gdy stuknie im sześćdziesiątka?
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia August 11 2014
1023 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".