W ostatni± sobotê odwiedzi³em moje stare miejsce u stóp zamku Tropsztyn. Z górnego tarasu, odbudowanego prawie od fundamentów zamku, po drugiej stronie Dunajca doskonale widaæ przepiêkny zabytkowy bia³y ko¶ció³ek w Tropiu i okoliczne zalesione wzgórza, a w¶ród nich meandruj±cy leniwie Dunajec. Rzeka rozlewa siê tutaj szeroko, jest sporo odnóg, zatok i zatoczek. I w³a¶nie taka odnoga, prawie ze stoj±c± wod±, obmywa brzeg, na którym stoi zamek. Doskona³e ³owisko leszczy, chocia¿ od czasu do czasu trafa siê tutaj równie¿ p³oæ, kara¶ albo okonek. Chocia¿ ruchliwa droga Kraków-Nowy S±cz jest kilkadziesi±t metrów od ³owiska, to przeje¿d¿aj±ce ni± setki samochodów nie przeszkadzaj±, bo za plecami ma cz³owiek nie drogê, tylko potê¿n± ¶cianê zbocza. To strome zbocze daje poczucie izolacji i spokoju.
By³em tam wczesnym ¶witem. Pogoda jak wymarzona. Niebo lekko zachmurzone, od czasu do czasu spomiêdzy chmur prze¶witywa³o s³oñce. Niezbyt gor±co i niezbyt wietrznie. Jak na lipcowe ³owienie – w sam raz. Zanêci³em ³owisko i zarzuci³em dwa gruntowe zestawy. Na jednej wêdce kilka bia³ych robaków, na drugiej kilka kawa³ków skórki od chleba. Brania zaczê³y siê po godzinie. W ci±gu trzydziestu minut na brzegu mia³em cztery ³adne, trzydziestoparocentymetrowe leszcze. Ale bra³y tylko na bia³e robaki. Skórki od chleba pozosta³y nie tkniête. Zarzuci³em po raz kolejny na bia³e, a z drugiego zestawu zdj±³em skórki i za³o¿y³em rosówkê. Tak na wszelki wypadek. Po kilku minutach wyci±gn±³em jeszcze jednego leszcza i brania siê skoñczy³y. Ryby widocznie przesta³y ¿erowaæ lub przenios³y siê w inne miejsce. Mia³em czas, by zabraæ siê za ¶niadanie. Pojad³em, ca³o¶æ popi³em kaw± i zacz±³em rozmy¶laæ.
Z b³ogiego nastroju wyrwa³ mnie gwa³towny ruch sygnalizacyjnej bombki. Polecia³a w górê, zaczê³a zje¿d¿aæ w dó³ i znów w górê, tym razem uderzaj±c o kij. Zaci±³em. Poczu³em opór. No, no... Zacz±³em hol w kierunku brzegu. Opór by³ du¿y, ale ryba metr po metrze zbli¿a³a siê jednak w moim kierunku. Dziwne uczucie. Inaczej walczy brzana, inaczej walczy boleñ, jeszcze inaczej chodz±cy na boki karp, a to? Wreszcie, gdy od ryby dzieli³ mnie mo¿e metr wody zobaczy³em... wê¿a. Tak, to by³ niewielki wêgorzyk. Podjecha³em podbierakiem i wyci±gn±³em zdobycz na brzeg. Mierzy³ trzydzie¶ci osiem centymetrów. Trochê za ma³y, by zabraæ go do domu. Odci±³em przypon, bo haczyk mia³ wbity do¶æ g³êboko, a nie chcia³em mu raniæ pyska. Popatrzy³em i wpu¶ci³em z powrotem do wody. Przez chwilê nie rusza³ siê. Nagle zawin±³ ogonem i... pooszeeed³...
Jakub Kleñ
· Napisane przez Administrator
dnia July 14 2005
1907 czytañ ·
Ten serwis u¿ywa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przegl±darki oznacza zgodê na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowi± tylko czê¶æ materia³ów, które w ca³o¶ci znale¼æ mo¿na w wersji drukowanej "G³osu - Tygodnika Nowohuckiego".