W najbliższą niedzielę kwiecień. A przecież kwiecień, to prawdziwy początek nowego sezonu wędkarskiego – nawet dla tych, którzy nad wodą lubią termiczny komfort. Dla mieszkańców Nowej Huty, widocznym dowodem na to, że wędkarski sezon rozpoczął się na 100 procent jest widok wędkarzy nad nowohuckim zalewem.
Co prawda „kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata”, i nikogo nie powinna zaskoczyć sytuacja, gdy gdzieś, któregoś dnia poprószy trochę śniegiem, ale generalnie przeważa ciepło. A gdy nad Polskę nadciągnie ciepły wyż, to mamy zazwyczaj i słońce i bardzo ciepło. Wtedy aż chce się wyrwać nad rzekę czy jezioro. A w jeziorach, stawach i zbiornikach zaporowych można z powodzeniem połowić płocie, leszcze, krąpie i okonie. Zaczynają poważnie żerować również karpie (o czym wiedzą wędkujący nad zalewem przy ul. Bulwarowej. Z reguły bywa tak, że karpiowe żniwa są tam przez pierwszych kilkanaście dni po otwarciu sezonu, gdy wygłodzone po zimie karpie biorą jak oszalałe. Chociaż, z drugiej strony, trzeba przyznać, że zdarzają się też lata, gdy reguła ta się nie sprawdza).
O tej porze roku najczęściej nie kombinuję z ciastami czy innymi przynętami roślinnymi, lecz na haczyk zakładam białe i czerwone robaki. Chyba, że na jakimś łowisku, tamtejsze karpie przyzwyczajone są, dajmy na to, do kukurydzy. Wtedy na haczyk zakładam to, co zakładają na niego wędkujący na takim akwenie miejscowi.
A rybą, która w kwietniu często gości na moim haczyku jest pospolity krąp (czasami mylony z małymi leszczami. A przecież najłatwiej obie ryby rozróżnić po obecności śluzu. U krąpia śluz na ciele nie występuje. Jeśli więc po uchwyceniu ryby nasze dłonie pokryją się charakterystycznym śluzem, to nieomylny znak, że złowiliśmy małego leszczyka).
Krąp nie jest rybą szczególnie cenioną przez wędkarzy, tym bardziej, że nawet jego kulinarna wartość jest niewielka. Mięso ma niezbyt smaczne, a na dodatek jest dość ościsty. Co innego porządny leszcz. Ten to i mięso ma smaczne i ości niewiele. Ale jako człowiek wędkarsko wyposzczony po zimie, z każdego złowionego krąpika cieszę się niezmiernie.
Jeśli czas pozwala, to w kwietniu lubię się wybrać gdzieś poza miasto. Nad Dunajec, czy nawet nad Wisłę w okolice Uścia Solnego czy Koszyc. O tej porze roku nie ma jeszcze urlopowej presji wędkarskiej i nad wodą można pobyć samemu, ewentualnie w towarzystwie sympatycznego kolegi. Można wtedy nawdychać się wiosennych zapachów: wilgotnej ziemi, traw i krzewów. Nasłuchać się kwilenia i innych odgłosów ptactwa, którego po zimie coraz więcej. Kumkania żab. Dalekiego odgłosu traktorów pracujących na polach. Do tego można przecież rozpalić niewielkie ognisko – nawet nie po to, aby się ogrzać, ale by zagotować na żywym ogniu wody na świeżą herbatę.
Aż chce się wtedy żyć, a wczesnowiosenny pobyt nad wodą na długo pozostaje w pamięci.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia March 29 2012
914 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".