W ubiegłym tygodniu pisałem o przeglądzie sprzętu wędkarskiego przed zbliżającym się nowym sezonem. Wspomniałem o wędziskach i kołowrotkach. Dzisiaj parę słów o żyłkach i galanterii metalowej.
Ileż to razy możemy usłyszeć: „Panie, ja dwa lata temu, tą żyłką wyciągnąłem z wody starą oponę samochodową. Taka mocna”. No cóż, dwa lata temu żyłka była i może mocna, ale to było dwa lata temu. W tym roku, ta sama żyłka może urwać się przy holowaniu trzykilogramowego karpia. Na żyłkach nie warto oszczędzać, tym bardziej, że sto metrów nowej linki kosztuje równowartość paczki papierosów. A warto pamiętać, że żyłka nie tylko się przeciera, ale ma także denerwującą wędkarza skłonności do skręcania się. Niestety, każdy kołowrotek o stałej szpuli musi ją skręcać. I robi to – w zależności od modelu – w większym lub mniejszym stopniu.
Po wymianie żyłek, czas zabrać się za galanterię metalową: za haczyki, kotwiczki, agrafki, krętliki, blaszki itd. Jak wiadomo, wszystkie metalowe przedmioty, po jakimś czasie zaczynają korodować. Zwłaszcza, gdy przechowywane są od czasu do czasu w wilgotnym pudełku (to gorsze niż ich okresowe przebywanie pod wodą). Nie warto na przyrdzewiałych bibelotach oszczędzać (prośba do Korekty: proszę tego nie poprawiać; nie chodzi mi o drobiazgi przerdzewiałe, tylko o lekko przyrdzewiałe). Kupno nowych krętlików, haczyków czy agrafek, to wydatek kilku, no może kilkunastu złotych.
Niezbędną porządkową czynnością przed nowym sezonem jest również rozbrojenie wszystkich zawiązanych w roku ubiegłym przyponów. Na sto procent, ani żyłka, ani węzły, nie trzymają już właściwych parametrów. A czym może skończyć się taka sytuacja na łowisku, nikomu nie trzeba tłumaczyć. Przy okazji warto przyjrzeć się samym haczykom i kotwiczkom. Stępione haczyki czy kotwiczki ze złamanym grotem powinny wylądować na śmietniku.
I wreszcie spławiki oraz woblery. Gdy przypomnimy sobie, który wobler, po kilkunastu minutach łowienia, zaczął wykładać się na wodzie, a nasz ulubiony spławik nagle zmniejszał wyporność, otrzymamy wskazówkę, że przedmioty te zaczęły nabierać wody. Podejrzane akcesoria oglądamy, zwłaszcza w pobliżu metalowych oczek. Małe pęknięcia wystarczy potraktować „kropelką”. Gdy pęknięcia są większe, wtedy najlepiej cały spławik lub wobler dokładnie umyć, wysuszyć i podgrzać na kaloryferze. Późnie, jeszcze ciepłą całość, zanurzyć w lakierze do drewna. W przypadku niewielkich spławiczków, naprawa nie zawsze jest opłacalna. Lepiej wybrać się do sklepu ze sprzętem wędkarskim i zainwestować parę złotych. A przy okazji ile człowiek sprawi sobie radości oglądając w domu nowe, czyściutkie i piękne spławiki.
Jakub Kleń
· Napisane przez Administrator
dnia February 23 2012
854 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".