Jesteśmy w przededniu Wszystkich Świętych oraz tzw. “zaduszek”. W naszym katolickim państwie zmarłych darzymy szacunkiem i nie ma prawie nikogo, bez względu na wyznanie, by w tych dniach nie odwiedził grobów swoich bliskich, czy przyjaciół. Pogrzeby to ważne obrzędy, w których bierze udział rodzina oraz osoby chcące towarzyszyć zmarłemu w jego ostatniej ziemskiej drodze. O ostatnim pożegnaniu na świecie pisze Marcin Pietrzyk w tym numerze “Głosu“. Okazuje się, że w każdej kulturze bez względu na wyznawaną wiarę pogrzeb jest traktowany ze szczególną estymą.
W Polsce będąc w kręgu kultury chrześcijańskiej pogrzeby przez długie lata odbywały się w formie pochówku ciała zmarłego. Przed przyjęciem chrześcijaństwa w czasach pogańskich na terenach współczesnej Polski dokonywano spalania zwłok, tak jak to zachowało się do dzisiaj w hinduizmie. Kilka lat temu byłem w Indiach i byłem świadkiem takiego pogrzebu, gdzie ciało zmarłego spalano na stosie drewnianym. Przyznam się, że nie końca ten obrzęd mi się podobał i nie wyobrażam go sobie w Polsce. Jednak od dawna już zaakceptowałem kremację zwłok w czystych i higienicznych warunkach, dokonywaną od lat w państwach europejskich. W Holandii, czy Szwecji 50-60 procent pochówków odbywa się po kremacji zwłok, a w Czechach ten wskaźnik sięga 80 procent. Sam przed laty wraz z bliskimi uczestniczyłem w takim pogrzebie na cmentarzu w centrum Paryża Pere Lachaise i nawet nam to się spodobało do tego stopnia, iż w mojej rodzinie zaakceptowano tę formę pochówku, przewidując jej zastosowanie w przyszłości. Działo się to w chwili, gdy w Krakowie kilka procent pogrzebów odbywało się z urną w roli głównej. Teraz ten wskaźnik przekroczył już 20 procent, a w takim Poznaniu, gdzie powstała pierwsza w Polsce spopielania zwłok co trzecia osoba zmarła poddawana jest kremacji.
Proces ten pewnie postępowałby dalej bez przeszkód, gdyby nie ostatni komunikat Konferencji Episkopatu Polski. Kościół katolicki od czasu Soboru z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku zaakceptował formę kremacji zwłok przed pochówkiem. Przecież nawet w Piśmie Świętym jest powiedziane “z prochu powstałeś i w proch się obrócisz“. Księża zatem nie czynili przeszkód w odprawianiu obrzędów włącznie z mszą świętą przy urnie. Teraz ma być inaczej. 13 listopada br. zostanie odczytany list biskupów, z którego ma wynikać, że msza święta ma być odprawiana przy ciele zmarłego, a dopiero potem można dokonać kremacji i pochówku na cmentarzu. Jedynie w dwóch przypadkach msza może odbywać się przy urnie, gdy urnę przywieziono z za granicy lub gdy rodzina przyjeżdżająca na pogrzeb pochodzi z daleka i trudno byłoby jej najpierw uczestniczyć w mszy, a potem drugi raz w pogrzebie, najprawdopodobniej po kilku dniach, bo np. w Krakowie do dzisiaj nie ma spopielarni zwłok. O tym ma decydować ksiądz proboszcz i jak wynika z komentarzy niektórych księży, nie ma potrzeby, aby ten fakt dokumentować. Zatem o co tu chodzi? Przecież w większości przypadków na pogrzeby przyjeżdża rodzina z daleka i nie powinno być problemu z zamówieniem mszy przy urnie. Niestety obawiam się, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Może się zdarzyć, że pogrzeb z urną traktowany jako wyjątkowy i uznaniowy będzie droższy u księdza proboszcza. Teraz pobiera się opłatę “co łaska“, ale w zależności od regionu są przyjęte taryfy poniżej których “nie wypada” schodzić. W tych trudnych czasach, gdy liczymy się coraz bardziej z każdym groszem, ta zapowiedź hierarchów kościelnych, zmiana stosunku do pogrzebów z urną, może budzić uzasadniony niepokój u wiernych.
SŁAWOMIR PIETRZYK
· Napisane przez Administrator
dnia October 27 2011
1314 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".