Nawigacja
· Strona główna
· Nowohuckie Linki
· Fotohistorie
· Szukaj
· Dzielnice
· NH - Miejsce dobre do życia
W Głosie
 Felietony
 Miss Nowej Huty -
XXI edycja

 Nowohucianie
 Humor
 Prawnik radzi
Ostatnie artykuły
· [2024.06.28] Lipiec ...
· [2024.06.28] Wakacje
· Na niedzielę 30 czer...
· [2024.06.28] Zdrada ...
· [2024.06.21] 75 lat ...
Ostatnio na forum
Najnowsze tematy
· Na sprzedaż działka ...
· Akcja poboru krwi
· Krótkie włosy - piel...
· Sekcja rekreacyjna G...
· TBS w nowej hucie?
Najciekawsze tematy
Brak tematów na forum
[2006.08.28] Łatwo stracić
W tym roku już po raz trzeci spędzałem krótki urlop w jednym z polskich nadmorskich miasteczek. Ponieważ jeździłem tam przez kolejne trzy lata, mogłem obserwować zachodzące w tym czasie zmiany. Dawno temu był to mały rybacki port, przed wojną stopniowo zmieniający się w miejscowość letniskową, o czym świadczą stylowe wille, wybudowane jeszcze w niemieckich czasach. Po wojnie miasteczko wraz z całym Pomorzem przypadło Polsce, ale jego charakter nie uległ jakiejś nadzwyczajnej zmianie – oczywiście poza tym, że w miejsce Niemców osiedlili się Polacy. W latach siedemdziesiątych zaczęto budować tu domy wczasowe i miasteczko znów stało się popularnym letniskiem. W latach dziewięćdziesiątych unowocześniło się, wypiękniało, rozbudowało. Przez kilka lat żyło z turystów, przybywających nie tylko z Polski, ale także z Niemiec i Skandynawii. Szczególnie Niemcy przywieźli dobrą koniunkturę: dzięki nim modernizowały się domy wczasowe, powstawały dziesiątki restauracji, barów, sklepów z pamiątkami, ale także sklepów z modną odzieżą, sprzętem sportowym, plażowymi akcesoriami itd.
Piękne plaże, tętniący życiem bulwar, uliczki portu pachnące smażonymi rybami i dobrą kuchnią, tłum turystów zapełniających kawiarniane ogródki i oblegających stoiska z biżuterią z bursztynu – tak jeszcze niedawno wyglądało lato w nadbałtyckim miasteczku. W ciągu trzech lat sytuacja uległa wyraźnej zmianie.
Na bulwarze nie widzi się już zbyt wielu turystów, mówiących po niemiecku, angielsku czy duńsku, za to klientami tanich lodziarni i kiosków z goframi stały się dzieci ze szkolnych kolonii. Ogródki z bulwaru usunięto, zostawiając miejsce dla amatorów jakiejś wątpliwej sztuki tańczenia na głowie i rękach, hałaśliwa muzyka przyciąga do prymitywnych automatów z wyścigami samochodowymi oraz małych karuzel dla znudzonych dzieci. Sklepy zbankrutowały lub przeniosły się gdzie indziej, zamiast modnych ciuchów sprzedaje się teraz odzież na wagę, galerie miejscowych artystów wyparła sprzedaż seryjnych obrazków po pięć złotych z latarnią morską albo mewą. Na każdej ulicy znaleźć można dziesiątki ogłoszeń o wolnych pokojach, a domy wczasowe już w połowie sierpnia świecą pustkami i perspektywą rychłego upadku.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ przemysł turystyczny wymaga inwestycji i pomysłów. Turystów nie jest łatwo przyciągnąć, ale okazuje się, że jeszcze łatwiej ich stracić. Rządzący miasteczkiem bardziej zabiegali o głosy rozczarowanych emerytów PRL-u, niż o poparcie przedsiębiorców, żyjących z turystów i płacących wysokie podatki, za to znacznie mniej licznych przy wyborczych urnach. Katastrofalny stan infrastruktury szybko zaowocował zniechęceniem turystów. Dziurawe drogi nie przeszkadzają dziecięcym koloniom czy autostopowiczom, rozbijającym namioty na wydmach, ale odstraszają zmotoryzowanych Niemców czy Brytyjczyków (przy tej okazji warto zauważyć, że jadąc przez Polskę po stanie dróg i ulic od razu można poznać, gdzie rządzi lewica). Władający miasteczkiem obronili nazwę jednej z ulic w centrum, która do dziś nosi imię Pawła Findera, sowieckiego kolaboranta i wspólnika zbrodniarzy, ale nie kwapią się do obrony mieszkańców przed zubożeniem i cywilizacyjnym zacofaniem.
Kraków przyciąga dziś miliony turystów. Czy jednak pogrążony w zastoju i marazmie, sparaliżowany ślimaczącymi się remontami, brudny i niebezpieczny zarówno dla turystów, jak i dla własnych mieszkańców, nie zacznie tracić renomy na rzecz Gdańska, Wrocławia czy Poznania? Czy ogrodzony zasiekami Rynek, brak miejsc do parkowania, dziurawe ulice i ubóstwo kulturalnych atrakcji, nie sprawią, że za dwa – trzy lata zaczniemy użalać się na niesprawiedliwość losu i zazdrościć miastom, które nie przespały swojej szansy?
Ryszard Terlecki
 
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)
Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Reklama


Wygenerowano w sekund: 0.05 28,280,341 unikalnych wizyt