[2009.03.20] WYMIENIAĆ CZY KONSERWOWAĆ?
Dodane przez Administrator dnia 20/03/2009 16:00:49
Dla nikogo nie ulega wątpliwości, że jednym z najbardziej istotnych elementów wędki jest żyłka. To od jej wytrzymałości zależy nieraz efekt naszego wędkowania. Ileż to razy prowadziliśmy rybę do brzegu. Ta kilkakrotnie zrywała się do ucieczki, wyskakiwała nad wodę, murowała do dna, i gdy byliśmy już niemal pewni, że jest nasza… nagle słyszeliśmy ten, niezapomniany i mrożący krew w żyłach, dźwięk strzelającej żyłki. Tak, od jakości żyłki zależy bardzo wiele. Dlatego na przedwiośniu warto przejrzeć kołowrotki i sprawdzić w jakim stanie jest nawinięta na nie żyłka. Warto też dokładnie obejrzeć przypony.
Co prawda, większość przodujących producentów szacuje żywotność wytwarzanych przez siebie żyłek na jeden lub dwa sezony, ale wędkarzom służą one zwykle dłużej. Wśród nich są tacy, którzy żyłkom poświęcają szczególnie dużo uwagi. Miałem kiedyś znajomego, który o żyłki dbał jak o małe dzieci. Twierdził, że żyłka wytrzyma pięć, a nawet sześć lat, jeśli tylko poświęci się jej trochę więcej czasu. Gdy kupował nową żyłkę, nie nawijał jej na kołowrotek, ale wcześniej, przed pierwszym zamoczeniem w wodzie, przeciągał ją przez szmatkę nasączoną wazeliną kosmetyczną. To miało chronić żyłkę przed niszczącym działaniem zanieczyszczonych chemią polskich wód. Po zakończonym sezonie nie chował kołowrotków z nawiniętą żyłką do pudeł, ale pieczołowicie oddawał się zabiegom konserwującym. Co ciekawe, nie skupiał się na konserwacji kołowrotka, ale swoją uwagę poświęcał żyłce. Najpierw przeciągał ją przez szmatkę nasączoną mydłem – zmywając w ten sposób różne brudy. Później, gdyż żyłka przeschła, sprawdzał czy nie ma na niej otarć lub innych uszkodzeń mechanicznych i dopiero po tej kontroli, dość luźno nawijał ją na specjalne nawijaki. Na koniec, czystą i suchą żyłkę, w luźnym nawoju wkładał do pudełka. Oczywiście na wiosnę znów przeciągał ją przez szmatkę nasączoną wazeliną i nawijał z powrotem na kołowrotek. Byłem pod wrażeniem jego pedantycznego podejścia do sprzętu, ale na wrażeniu zawsze się kończyło. Nigdy nie miałem wystarczająco dużo wolnego czasu, by powtarzać jego procedurę opiekowania się (bo tak to muszę określić) zwykłą wędkarską żyłką. Mówiąc prościej - podziwiałem go szczerze, ale nie naśladowałem.
Pamiętając kilka zerwanych ryb, stosuję za to inną metodę. Myślę, że również skuteczną. Po prostu wymieniam żyłkę co trzy lata. Bez względu na to, jakie – na pierwszy rzut oka -sprawia wrażenie. Żyłki na szczęście nie są zbyt drogie, a nowoczesna technologia ich wytwarzania sprawia, że przy coraz mniejszej grubości mają coraz większą wytrzymałość. Dlatego raz na trzy lata poświęcam te kilkadziesiąt złotych i wymieniam żyłki na wszystkich kołowrotkach. Tak właśnie zrobię w tym miesiącu, bo żyłek nie zmieniałem już dawno.
Jakub Kleń