[2009.02.19] KLEŃ I ŻÓŁTA MIRABELKA
Dodane przez Administrator dnia 19/02/2009 22:28:33
Kilka tygodni temu musiałem wyjechać do Warszawy. W ekspresie spotkałem eleganckiego pana, który po krótkiej rozmowie okazał się wędkarzem. Był koniec stycznia. Pogoda taka sobie. Nad rzekami pustki. Większość wędkarzy siedzi w domu. Bo i co teraz połowić?
Nasza rozmowa siłą faktu zeszła na klenie. Na ryby, które jak wiadomo, wędkarską zdobyczą mogą stać się przez cały rok. Mój rozmówca opowiedział mi ciekawą historię z dużym kleniem. Co prawda przydarzyła mu się ona nie w styczniu, ale w sierpniu. Łowił na Wiśle, w mało uczęszczanym przez wędkarzy miejscu. Posyłał z główki w wodę niewielkie woblery, na które wcześniej miewał znakomite rezultaty. Tym razem nic, choć na skraju przyspieszenia, tuż za przelewem, klenie chlapały się od samego rana. Wreszcie wybrał żółtego, obłego woblera. Rzucił nim parę razy i też nic. Dopiero, gdy na szpuli zrobiła się splątka, a wobler przez dłuższą chwilę spływał swobodnie, nastąpił atak czterdziestopięciocentymetrowego klenia.
Dość szybko zorientowałem się, w czym rzecz – opowiadał poznany w pociągu wędkarz. – Otóż u podstawy główki rosła stara śliwa mirabelka, która sypała właśnie owocami. Klenie z najbliższej okolicy ustawiały się na drodze spływających wodą owoców. Dość silny wówczas wiatr co chwilę strącał nad wodę kolejne porcje mirabelek. I tylko one tego dnia budziły zainteresowanie ryb.
Ta opowieść jest kolejnym przykładem obrazującym starą prawdę, że klenie żyją tym, co daje natura. Dlatego wytrawni wędkarze, wybierając się na te ryby, bacznie obserwują okolicę. A do wyboru właściwej przynęty, często skłaniają ich fakty mające pozornie niewiele wspólnego z rybami. Bo co do kleni może mieć na przykład stado krów pasące się na przyrzecznej łące? Otóż może mieć wiele. Jak wiadomo za krowami wędrują tysiące much, gzów czy bąków. A gdy krowy schodzą nad wodę, by się napić, ogonami strącają dziesiątki owadów. Niektóre z nich wpadają do wody i stanowią smaczne pożywienie kleni. Fakt ten wykorzystują miejscowi wędkarze, a czasami pasący krowy chłopcy, którzy dla rozrywki pilnując krów, łowią przy okazji ryby. Na haczyki swoich wędek zakładają właśnie bąki i wielkie końskie muchy. I taka przynęta okazuje się wtedy najlepsza.
Cóż, wybierając się na klenie warto przemyśleć, co w danych warunkach stanowi ich najbardziej prawdopodobne pożywienie. Jeśli trafimy – branie murowane.
Jakub Kleń