SAMI SWOI
Dodane przez Administrator dnia 02/09/2011 16:01:20
Tu nikt „obcy” nie przychodzi, tylko „swoi” – mówią panowie grający w karty, przy kamiennym stoliku w Parku Ratuszowym. Dla nich to dzień jak co dzień, tylko może bardziej upalny. Nieliczny z gorących dni tego lata, w którym temperatura przekracza trzydzieści stopni. Jest po dziesiątej. Na sąsiednich ławkach jeszcze pusto, ale przy innych też już zasiadły komplety panów.
Treść rozszerzona
Przedpołudnie to na skwerze Parku Ratuszowego czas mężczyzn. Tych, którzy już nie pracują – emerytów. Pierwsi pojawiają się tu około 9.00. Ich świat się kręci wokół kart. – Sąsiedzi zaczynają z rana, a my – w południe – mówią siedzący pod parasolem. Ten parasol jest prywatny, bo kamienny stolik stoi akurat przy centralnej alejce w miejscu nasłonecznionym. Dla wygody panowie obciągnęli go czerwonym płótnem. By łatwiej było sięgać po karty.
- Nie umawiamy się, każdy przychodzi kiedy mu pasuje, a jednemu pasuje o dziewiątej innemu – o drugiej…Dziś byli już chłopaki, pograli trochę i poszli na obiad…- nie zatrzymują się w grze, trwa ciągła licytacja…W Parku Ratuszowym starsi panowie hazardują się przy grze w „tysiąca”. Większość mieszka w otaczających park osiedlach. Nie ma z czego siedzieć w domu - mimo ostrej licytacji w kartach, akurat – co tego są zgodni. Wśród tego pokolenia podział ról domowych jest wyraźny. Kobiety – rano i w południe pozostają w domu. Gotują obiad, a mężczyźni „mają wolne”. To co robić? Idzie się do parku. No chyba, że ktoś ma działkę to jedzie na działkę …
Taki park to niezłe miejsce. Przydałoby się ławek więcej, bo część została zniszczona. Po południu, robi się tłoczno i nie ma gdzie usiąść. To męskie towarzystwo preferuje Park Ratuszowy, choć niedaleko znajduje się „park szwedzki”, ale oni tam raczej nie chodzą, choć stoliki kamienne tam również ustawiono. Karciarze przychodzą codziennie, niektórzy już przez 23 lata. Nawet niewiele rozmawiają, skupiając się na grze. Ale zawsze to raźniej w szerszym gronie, choćby znajomych od karcianego stolika. A ich przecież łączy coś więcej. Wspólna przeszłość, zwykle praca w hucie, podobne doświadczenia. Nawet tego głośno nie muszą mówić - wiedzą.
***
- Jak jest pogoda to panowie, co w karty grają, schodzą się koło 10-tej. Panie raczej po obiedzie, jak pomyją naczynia, jak się chłodniej zrobi - koło 16-tej – pani Danuta jest w nieco innej sytuacji, bo jest osobą samotną. Ale akurat opiekuje się sąsiadką i dlatego w parku bywa czasem przedpołudniem. Przysiadły na ławeczce w cieniu drzewa. Właściwie to drzewa te towarzyszyły jej życiu. Z okien swojego mieszkania miała zawsze dobry widok na te stronę.
- Jestem na emeryturze już 5 lat. Co tu robić, jak człowiek jest sam? Wyjdę na spacerek, ze znajomymi się spotkam – mówi. „Znajomi” – to podobni do niej emeryci i emerytki. Znajomi z widzenia, z parku, z ławek. Widać że większość jest stad. Mówią sobie „dzień dobry”, do widzenia”. W upalne dni, ale nie za gorące, po południu, około szesnastej na skwerze zaczyna ławek brakować, bo tylu jest chętnych.
Życiorys pani Danuty to jeszcze jedna odmiana nowohuckich życiorysów. Przyjechała tu w 1957 roku, z rodziną: jako repatrianci z Litwy. Pracowała w cementowni, potem w gastronomii. - Nie było zdanej tragedii w moim życiu, tylko praca, harówka i tyle – podsumowuje z nutką żalu. Bo po tych 34 latach pracy, ma dzisiaj tysiąc złotych emerytury. Żyje samotnie, to trochę mało, by na przykład odwiedzić rodzinę, która pozostała na Litwie. Utrzymuje z kuzynami kontakt telefoniczny, może by pojechała, ale wiadomo podróż kosztuje, no i jadąc w gości zawsze jakiś prezent trzeba kupić, a jej nie bardzo na to stać…
Do parku przychodzi od czasu gdy przeszła na emeryturę. Bo co tu robić. Obejrzy się jakiś serial, a potem – trochę ruchu. Ten park to właściwie jakby przedłużenie podwórka. Bo przed laty, gdy ludzie zasiedlali bloki wokół Placu Centralnego, to utrzymywali ze sobą kontakt. Znali się z klatki schodowej, ale także z pracy. Teraz, to drugie pokolenie Nowohucian zestarzało się i powoli się wykrusza. – Od 2006 roku to mam wrażenie, że jakby ludzie „znikali”. Już bardzo dużo moich znajomych „odeszło”. Co raz to słyszę od ich dzieci – mama umarła…
***
Karty i polityka to żywioł panów. Niektórzy wprost przychodzą tu po to, by politykować: z przygodnymi albo właśnie poznanymi - w parku. Starszy mężczyzna czuje się w tym miejscu zupełnie swobodnie: rozebrany do pasa, w krótkich spodenkach, w słońcu, opala się.
– Nad zalew mam za daleko, z kulami nie zajdę, więc codziennie przyjeżdżam tu jeden przystanek autobusem z osiedla Hutniczego.
Park Ratuszowy to „kurort” dla starszych ludzi – podsumowuje. – Bardzo lubiane przez nich miejsce. Upatrzyłem sobie to miejsce kilka lat temu. Latem bywam tu niemal codziennie. - Wstaję o ósmej ogolę się, zjem śniadanie, wypiję herbatę, po jedenastej tu przyjeżdżam i spędzam tu czas do godz. 14. Jest tu dość kulturalnie. Po drodze kupuje gazetę, czytam, opalam się. Ławek mogłyby być jeszcze ze dwie, ze trzy więcej… - zauważa. Czas płynie szybko. - Przyjdzie ktoś, zatrzyma się, zagada do mnie, to rozmawiamy. Tak jak kolega – znamy się od lat z pracy w Zakładzie Mechanicznym – 38 lat tam przepracowałem. – Sięga po gazetę. To „Nasz Dziennik” – jak mówi - jego gazeta. Do rozmowy włącza się jego znajomy. Też emeryt. Z kolei jego oknem na świat i źródłem politycznych opinii, jest „Rzeczpospolita”. Nie to, żeby się ze wszystkim z redaktorami zgadzał, ale ta opcja jest mu bliska.
Mieszka po sąsiedzku, ale parku w zasadzie nie lubi. – No bo wie pani, starsi mężczyźni, a czasami w parku piją alkohol, wstydziliby się – mówi z przyganą w głosie. Nawet nie usiadł na ławce. Ale przechodzi tędy, właśnie po to, by porozmawiać o polityce. No bo jak się spotka dwóch mężczyzn to wiadomo o czym rozmawiają… Nawet w odpowiedzi na pytanie o najważniejsze wydarzenie ich życia panowie nie mogą uciec od tego tematu.
– Jakie tam osobiste wspomnienia, ważne że komuna upadła… - mówią.
- Pracowałem na trzy zmiany, ale zarabiałem tyle, że jakbym chciał dobrze zjeść, to by mi brakło. Kapuściński napisał o Nowej Hucie pod koniec lat pięćdziesiątych. Napisał, że my, jako robotnicy, jesteśmy „niewolnikami” i napisał świętą prawdę. Za „Solidarności” strajkowaliśmy, siedzieliśmy 4 dni na kombinacie. Po wprowadzeniu stanu wojennego, mróz był jak piorun, siedzieliśmy w hucie zabarykadowani. Widziałem jak czołgami wjechali od strony przychodni ogrodzenie rozwalili czołgiem...
- Mówi się, że wszyscy przyjeżdżali do Nowej Huty bo tu dawali mieszkania. Ja z zakładowej szkoły w Tarnowie przyszedłem. Żona pochodziła z Krakowa i ciągnęła bliżej rodziców. Kombinat już był… Jego kolega przyjechał tu z Wrocławia, bo tam ani mieszkania, ani perspektyw nie było…Miał być tu tymczasowo, został na całe życie.
- Ludzie sobie Nową Hutę chwalą. Że niby tu mieszkanie dostali, ale oni tak naprawdę dostali „zakwaterowanie”. Dopiero po trzydziestu latach mogliśmy sobie to mieszkanie na własność wykupić.
Dziś też starsi panowie podyskutują o bieżącej polityce. Skomentują wydarzenia poprzedniego dnia. O tym jak się politycy kłócą. Mimo wątpliwości – zgodnie stwierdzą, że w najbliższych wyborach zagłosują raczej na PiS niż „cwaniaków” z PO. Dzwony z pobliskiego kościoła w os. Szklane Domy dzwonią na Anioł Pański. Więc mężczyźni jeszcze chwilę pogadają i rozejdą się.
– Około 14.00 jadę na obiad, a po obiedzie to już idę do parku pod kościół w os. Szklane Domy. Bo to już krótki czas do wieczora i nie opłaca się tu przyjeżdżać – powie ten opalający się. A około godziny 16.00 (sądząc po dzisiejszej pogodzie), na ławkach w Parku Ratuszowym będzie komplet.
(kl)