50 lat temu – 27 kwietnia 1960 roku, mieszkańcy Nowej Huty stanęli… W OBRONIE KRZYŻA
Dodane przez Administrator dnia 23/04/2010 11:48:53
W urbanistycznych planach nowego miasta pod Krakowem nie było miejsca dla kościoła. Nowa Huta miała być miastem ateistycznym. Władze uznały, że ci, którzy nie wyzbyli się przywiązania do religii mogą korzystać z kościołów w Mogile, Pleszowie albo jeździć do Krakowa. Budowniczym komunizmu wystarczyć miały żłobki, przedszkola, szkoły, kina, teatry...


Fot. Jan Kotyza
Treść rozszerzona
Jednak mieszkańcy - w zdecydowanej większości katolicy - byli przywiązani do wiary ojców. Tłumnie gromadzili się nie tylko w cysterskim kościele w Mogile, ale z roku na rok przybywało ich także pod niewielką kaplicą w Bieńczycach. Już w latach stalinowskich zaczęli wysyłać petycje do władz, by te zgodziły się na budowę świątyni w gwałtownie rozwijającym się mieście. Jednak listy i petycje mieszkańców pozostawały bez echa.
Odwliż
Zmianę przyniosły dopiero polityczne konsekwencje czerwca i października 1956 roku. Powrót Władysława Gomułki do władzy i uwolnienie kard. Stefana Wyszyńskiego obudziły nadzieję. O ile żadnego efektu nie dały petycje bieńczyckich parafian o zezwolenie na budowę kościoła wysłane do Urzędu ds. Wyznań wiosną i wczesną jesienią 1956 roku (pierwsza z nich zawierała 7 tys. podpisów, a druga – 12 tys. podpisów), o tyle po objęciu władzy przez Gomułkę sytuacja uległa zmianie. Gdy na początku listopada 1956 roku do Warszawy udała się dwunastoosobowa delegacja parafian, która spotkała się z I sekretarzem PZPR, ten do postulatu budowy kościoła w Nowej Hucie odniósł się ze zrozumieniem. Gomułka skierował przybyłych do Jerzego Sztachelskiego, ówczesnego szefa Urzędu ds. Wyznań, który również nie widział przeszkód w wydaniu stosownego zezwolenia na budowę świątyni. W efekcie, 3 grudnia 1956 roku parafia w Bieńczycach otrzymała pismo krakowskiego Wydziału ds. Wyznań, w którym komunikowano, że Wydział nie ma zastrzeżeń co do budowy kościoła na terenie Nowej Huty. 23 stycznia 1957 roku był już gotowy dokument w sprawie lokalizacji kościoła przygotowany przez Biuro Projektów „Miastoprojekt”. Stwierdzono w nim, że generalny projektant Nowej Huty, po przeprowadzeniu wizji lokalnych w terenie, ustalił wstępną lokalizację kościoła na terenie os. C-1, przy skrzyżowaniu ulic Majakowskiego i Marksa, w sąsiedztwie Teatru Kameralnego. 2 marca 1957 roku powołany w parafii Komitet Budowy Kościoła otrzymał pismo informujące, że Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych Kraków-Miasto przekazuje teren pod budowę świątyni. 17 marca 1957 roku w godzinach popołudniowych, spod kaplicy w Bieńczycach wyruszyła uroczysta procesja na plac budowy. Procesję prowadził ks. prałat Stanisław Czartoryski, za którym, na drążkach, niesiono duży drewniany krzyż. Krzyż był ciężko. Dźwigało go kilkudziesięciu mężczyzn – po czterech przy jednym drążku. Dźwigać krzyż pomagały również kobiety. Na placu budowy oczekiwał, uwolniony z wygnania, ks. abp Eugeniusz Baziak. Po poświęceniu i ucałowaniu krzyża, uroczyście osadzono go w miejscu budowy przyszłego kościoła. Na zakończenie uroczystości ks. Stanisław Kościelny zwrócił się do tysięcy wiernych obecnych na placu: „Wzięliśmy na swoje barki Krzyż i mamy też Krzyż dźwigać, aż do szczęśliwego zakończenia”. Wówczas nikt zapewne nie zdawał sobie sprawy, jaka będzie cena tego nowohuckiego Krzyża.
Wkrótce w wyniku konkursu architektonicznego wyłoniony został projekt nowego kościoła, autorstwa inż. Zbigniewa Solawy z Krakowa. Charakterystycznym elementem projektu była wysoka wieża w kształcie graniastosłupa zwieńczonego krzyżem.
„Przykręcanie śruby”
Odwilż w stosunkach państwa z Kościołem nie trwała długo. Rok 1958 przyniósł pogorszenie tych stosunków. Władze komunistyczne zaczęły mnożyć trudności przed ks. Kościelnym. O ile w latach 1957 i 1958 procesje Bożego Ciała przechodziły od kaplicy w Bieńczycach na plac budowy nowego kościoła, to w roku 1959 na taką trasę pielgrzymki nie wydano już zgody, a ks. Kościelny usłyszał od kierownika Wydziału ds. Wyznań Leona Króla, że „nie jest godzien prowadzić procesji”. Król dodał też, że chodzi o to, by ludzie się „nie przyzwyczajali do tego miejsca, gdzie ma stanąć kościół”. Wreszcie w miesiącach letnich komuniści zażądali od krakowskiej Kurii Metropolitalnej, by ta odwołała ks. Kościelnego z Bieńczyc. Władze krakowskiego Kościoła zdawały sobie sprawę, że ks. Kościelny jest powszechnie lubiany i szanowany przez parafian, ale chcąc za wszelką cenę ratować budowę kościoła, ugięły się pod presją i zdecydowały się na odwołanie pierwszego bieńczyckiego proboszcza. Na jego miejsce 3 sierpnia 1959 roku administratorem parafii mianowany został ks. Mieczysław Satora.
W tym samym czasie trwało usuwanie religii ze szkół (katecheza na krótko powróciła do szkolnych klas po przełomie 1956 roku). Na początek komuniści zabronili nauczania religii w szkołach zakonnikom i zakonnicom. W Nowej Hucie dotyczyło do cystersów, którzy uczyli w wielu nowohuckich placówkach oświatowych. W związku z tym od stycznia 1959 roku lekcje religii odbywały się w pomieszczeniach klasztoru w Mogile. W roku 1960 na katechizację do klasztoru uczęszczało 7200 dzieci i 1200 młodzieży szkół ponadpodstawowych (najwięcej katechizowanych było w roku 1964. Nauką religii objętych było wówczas 8500 dzieci i 1500 młodzieży). W szkołach, gdzie katechetami byli księża diecezjalni religia odbywała się do 1960 roku. To zrodziło szczególne problemy dla dzieci i młodzieży, które musiały uczęszczać na lekcje religii do Bieńczyc, gdzie nie było przygotowanych odpowiednich salek katechetycznych i wszędzie panowała ciasnota.
Momentem szczególnie dramatycznym dla bieńczyckich parafian okazał się dzień 19 kwietnia 1960 roku. Tego dnia Urząd Parafialny w Bieńczycach otrzymał pismo z Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych, w którym DBOR Kraków-Miasto, jako inwestor budowy szkoły „tysiąclatki” zażądał od parafii usunięcia krzyża z terenu, który został odebrany Kościołowi i przeznaczony pod budowę nowej szkoły. W piśmie pojawił się nieprzekraczalny termin usunięcia krzyża – do 26 kwietnia. Podpisany pod dokumentem Bogumił Korombel informował, że „po bezskutecznym upływie tego terminu Dyrekcja zmuszona będzie zlecić usunięcie krzyża na koszt i ryzyko Parafii”.
W niedzielę, 24 kwietnia 1960 roku, podczas nabożeństw ks. Satora zapoznał wiernych z treścią pisma i poinformował ich, że prośbie DBOR odmówił na piśmie. We wtorek 26 kwietnia 1960 roku o godz. 21.30 Tadeusz Górski z Komitetu Krakowskiego PZPR polecił Adamowi Koczurowi z DBOR usunąć krzyż następnego dnia o godz. 9.00 rano. To doprowadziło do gwałtownych walk w jego obronie – walk, które przeszły do historii, jako obrona Krzyża w Nowej Hucie.
Walka o krzyż
Wszystko zaczęło się, gdy 27 kwietnia 1960 roku, robotnicy o 8.30 rano przystąpili do wykopywania krzyża. Pracę obserwowała grupa mieszkańców, wśród których przeważały kobiety. Słowne utarczki robotników z kobietami przerodziły się w rękoczyny, gdy krzyż zaczął się przechylać. Wkrótce tłum zaczął się powiększać. Kobiety grudami ziemi zaczęły rzucać w wynajętych robotników, którzy pozbierali narzędzia i uciekli. Majster, który kierował pracą i operator spychacza zostali poturbowani. Krzyż został wyprostowany i położono pod nim kwiaty. O 11.15 na placu budowy było już ok. 1000 osób. Ludzie palili świeczki, modlili się, śpiewali pieśni religijne. O godz. 14.00 Hutę im. Lenina zaczęła opuszczać poranna zmiana, a do robotników zaczęły docierać informacje o porannych wypadkach pod krzyżem. O 15.45 tłum zebrany wokół placu budowy liczył już ok. 2 tys. osób. Do Nowej Huty skierowane zostały oddziały ZOMO. O 16.40 milicja podjęła próbę rozpędzenia czterotysięcznego tłumu pod Dzielnicową Radą Narodową na os. Zgody. Użyto pałek. O 17.10 komendant wojewódzki MO płk Żmudziński wydał rozkaz ściągnięcia grup ZOMO z Tarnowa i Oświęcimia. Do Krakowa ściągnięto również wsparcie z Katowic, Kielc, Rzeszowa oraz kolumnę samochodową Oficerskiej Szkoły MO ze Szczytna. O tym, jak dramatyczna stawała się sytuacja świadczy i to, że w stan gotowości postawiono jednostki ZOMO w Warszawie, Bydgoszczy, Łodzi, Opolu, Wrocławiu, Białymstoku, Gdańsku, Lublinie, Szczecinie, Poznaniu, Koszalinie i Zielonej Górze.
Na terenie dzielnicy zaczęły się poważne rozruchy. KW MO o godz. 19.35 uzyskała zgodę ministra spraw wewnętrznych na użycie oddziałów ZOMO wyposażonych w armatki wodne i inne środki niezbędne do uśmierzenia zajść. Kilku świadków potwierdza, że już wtedy w rejonie placu budowy oraz budynków straży pożarnej i DRN milicja użyła broni, strzelając do demonstrantów. Noc przyniosła eskalację zamieszek. Wyłączono zasilanie dla linii tramwajowej łączącej Kraków z Nową Hutą. Później elektrownia wyłączyła oświetlenie w całej dzielnicy. Na nowohuckich ulicach rozgrywały się przerażające sceny. Barykady, płonący milicyjny gazik, wybite szyby w oknach DRN, petardy i strzały z broni palnej. Walki trwały jeszcze w dniu następnym. W wyniku zajść aresztowano 493 osoby (w tym 25 kobiet i 50 nieletnich). 87 osób zostało skazanych przez sądy na kary od 6 miesięcy do 5 lat więzienia. Kolejne 119 osób zostało ukaranych przez kolegia grzywnami, a 4 inne – kilkumiesięcznym aresztem. Kilkadziesiąt osób zwolniono z pracy. Do dzisiaj nie udało się ustalić z pewnością, czy ktoś w wyniku zajść stracił życie. Wiadomo natomiast, że w Szpitalu im. Żeromskiego leczonych było 17 osób, a w Klinice Chirurgii przy ul. Kopernika przebywało 5 postrzelonych, w tym 1 ciężko ranny. Według danych milicji, formacja ta w czasie zajść zużyła 1700 ładunków gazu i wystrzeliła 140 sztuk ostrej amunicji. 181 milicjantów zostało rannych, w tym 15 – ciężko. Ta dysproporcja dotycząca ofiar daje wiele do myślenia. Pytania nasuwają się same: jak to możliwe, że oddziały milicji ubrane w kaski, wyposażone w tarcze ochronne i posiadające broń poniosły aż takie wielkie straty – w przeciwieństwie do cywilów, których jedyną bronią były grudy ziemi i kamienie?
Ludzie listy piszą
Ciekawym, i do niedawna praktycznie nieznanym, wątkiem wydarzeń nowohuckich były listy pisane przez mieszkańców Nowej Huty do swoim bliskich i znajomych bezpośrednio po walkach o krzyż. Okazuje się, że wszystkie listy wysyłane z Nowej Huty w tym okresie były przeglądane przez funkcjonariuszy SB i nie docierały do adresatów. Na trop takich listów wpadła kilka lat temu Milena Przybysz, historyk i pracownik IPN w Łodzi, która w tamtejszym archiwum odnalazła skonfiskowane przez Służbę Bezpieczeństwa listy z Nowej Huty. Części z nich opublikowała w szóstym tomie naukowego periodyku IPN „Aparat represji w Polsce Ludowej. 1944-1989”. Listy nie stanowią oczywiście dokładnych relacji tego, co w kwietniu 1960 roku wydarzyło się w Nowej Hucie, ale ukazują atmosferę jaka wówczas panowała w naszym mieście, pokazują o czym wówczas rozmawiano w nowohuckich rodzinach, co myślano o przeżywanych wydarzeniach. A ponieważ listy kierowane były najczęściej do osób bliskich, można założyć, że zawierały szczere refleksje, chociaż pojawiały się w nich również zasłyszane plotki. Zacytujmy przynajmniej fragmenty niektórych:

Roma Rompowa, Łódź
Droga Romo,
Wiadomość z ostatniej chwili, wczoraj i dziś w Nowej Hucie zamieszki ludności z MO na skutek zmiany decyzji co do budowy kościoła (wczoraj chcieli wykopać krzyż na poświęconym na kościół miejscu) – rozpętało się mocno – w Krakowie tylko o tym się mówi (…).
Hanka
+ + +
St. Cywińska, Łódź
(…) Walka trwała do nocy. Podobno jest 50 zabitych, jest wielu rannych, wiem od lekarki, że w szpitalu są ciężko poparzeni milicjanci, rzucano na nich benzynę i podpalano. Milicjanci strzelali raczej w górę i wszyscy, używali jednak gazów łzawiących. Gazy przedostały się przez zamknięte okna do mieszkań i ludzie tam też ucierpieli. Na krzyżu umieszczono duży obraz Matki Boskiej i dużo innych obrazów oraz napis: „Domagamy się wolności wyznania, zginiemy za wolność i wiarę – Katolicy Nowej Huty”.
Ogromne tłumy gromadziły się na placu. Ktokolwiek z przechodzących powiedział cokolwiek przeciwko Kościołowi, był atakowany. Gmach Rady Narodowej był zdemolowany, wszystkie okna wybite, niszczone urządzenia, palone papiery, maszyny do pisania wyrzucane przez okna etc. Podobno atakowany i niszczony był również gmach sądu. (…)
Zostały sprowadzone oddziały milicji ze Śląska, te występowały brutalnie. Jest dużo rannych, we wszystkich szpitalach są ranni. Wielu ludzi aresztowano. Dzisiaj sprowadzono też wojsko, były auta pancerne (…)
Podpis nieczytelny
+ + +
Gabriela Fandrejewska, Łódź
Moja Kochana Rysiu,
Ludność przybyła masowo bronić krzyża i placu. Doszło do starć, są ranni z jednej i drugiej strony. W gmachu Prez. Wybite okna, tak samo w samochodach MO. Pogotowie zabierało rannych. Po ulicach Nowej Huty krążyły o godz. 19.00 samochody obcych państw. Skandal. W każdym razie to nie przynosi zaszczytu władzy, a już całkowicie zachwiało mit o komunistycznej Nowej Hucie. Obrona krzyża to wypadek bez precedensu i z tym się muszą liczyć.
Nadawca nieznany
+ + +
27 kwietnia br. w Nowej Hucie odbędą się obchody 50. rocznicy obrony Krzyża. Miały być wyjątkowo uroczyste. Miały mieć rangę państwową. Miał wziąć w nich udział Prezydent RP Lech Kaczyński. Wystawę przed Arką Pana, przygotowaną przez krakowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej „Miasto bez Boga, miasto bez kościołów” miał otworzyć, wraz z Prezydentem Kaczyńskim, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Janusz Kurtyka. W obchodach mieli wziąć udział posłowie – wśród nich poseł Zbigniew Wassermann… Niestety, tragiczna katastrofa pod Smoleńskiem, sprawiła że obchody będą wyglądać inaczej. Zarówno Prezydent Lech Kaczyński, prezes Janusz Kurtyka jak i poseł Zbigniew Wassermann zginęli tragicznie niedaleko Lasu Katyńskiego.
Przez pryzmat niedawnej tragedii, nowohuckie obchody jeszcze wyraziściej ukażą tajemnicę Krzyża. O godz. 17.00 w kościele p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa na os. Teatralnym Mszę Świętą odprawi ks. kard. Stanisław Dziwisz, a po nabożeństwie pod pomnikiem Krzyża Nowohuckiego złożone zostaną wieńce i kwiaty.
Patronat honorowy nad 50. rocznicą obrony Krzyża Nowohuckiego objęli: tragicznie zmarły Prezydent RP Lech Kaczyński oraz metropolita krakowski ks. kard. Stanisław Dziwisz.
Jan L. FRANCZYK