AFRYKAŃSKIE BOŻE NARODZENIE
Dodane przez Administrator dnia 16/01/2010 15:30:45
Od lutego 2009 roku w parafii Matki Bożej Królowej Polski mieszka i pracuje ks. Raymond Kondowe – pierwszy ciemnoskóry kapłan w historii Arki Pana. Przyjechał do Polski na zaproszenie kardynała Stanisława Dziwisza z Malawi – niewielkiego państwa położonego w Afryce Centralnej. Jest studentem Papieskiego Uniwersytetu Teologicznego. Przed nim niezwykle trudne wyzwanie – pisanie doktoratu w języku polskim. Jak sam mówi – zna pięć języków obcych, ale żaden z nich nie jest tak trudny jak język polski.
Ks. Raymond spotyka się na co dzień z ogromną życzliwością i sympatią parafian z racji swego wesołego usposobienia i niezwykłego otwarcia na ludzi. Od sierpnia odprawia samodzielnie Msze św. w języku polskim. Na zakończenie tegorocznej Pasterki zaśpiewał w Arce kolędę w języku tumbuka – czyli plemienia, z którego pochodzi. Otrzymał za to ogromne brawa. Ale święta Bożego Narodzenia mają w Malawi zupełnie inny klimat. W jego kraju nigdy nie pada śnieg. W grudniu temperatura waha się tam od 25 do 30 stopni, a czasem nawet i do 40 stopni Celsjusza. Nadchodzi pora deszczowa. Święta Bożego Narodzenia , podobnie jak w Polsce, zaczynają się Wigilią, następnie jest Boże Narodzenie i drugi dzień, który nazywa się tam Boxingday. Ludzie świętują Boże Narodzenie tańcząc. Jest to rytualny taniec afrykański w takt bębnów i werbli. Wierni tańczą i jednocześnie modlą się. Ks. Raymond podkreśla, że bardzo lubił przyglądać się tańczącym ludziom. Sam tańczył z wiernymi w czasie Mszy świętej - po komunii, na pieśni dziękczynnej, przy śpiewie „Gloria” i „Chwała na wieki” oraz podczas pieśniach maryjnych. Podobnie jak w Polsce – każda parafia ma tam szopkę i ubiera się również choinkę. Lecz jest to drzewo liściaste, dekorowane bananami, roślinami i papierowymi ozdobami. Wierni śpiewają kolędy w języku tumbuka – mówiące o tym, że Jezus urodził się dla nas, trzeba iść do niego, oddać Mu chwałę.
W Malawi w Wigilię nie ma tradycji spożywania dwunastu dań, nigdy też nie było postu w ten dzień. Bo przecież wszyscy są szczęśliwi, że Chrystus się rodzi i jedzą najlepsze jedzenie, jakie uda im się zdobyć. W ojczyźnie ks. Raymonda ludzie zajmują się przede wszystkim rybołówstwem – on sam przed wstąpieniem do seminarium był rybakiem. Hodują także tytoń na eksport. Ci, którzy na co dzień są abstynentami, w Wigilię wyjątkowo piją na przykład piwo. Nie ma zwyczaju łamania się opłatkiem, ani kupowania świątecznych prezentów - składanie życzeń polega na tym, że idzie się do domu sąsiada i razem z nim biesiaduje. Ludzie zapraszają się nawzajem, przed świętami kupują sobie nowe ubrania i później w nich paradują. Boże Narodzenie spędza się z rodziną i przyjaciółmi.
Parafia, w której ks. Raymond był proboszczem, liczyła 30 tysięcy ludzi. Rozciągała się na obszarze o średnicy 140 kilometrów. Znajdowało się na niej - oprócz głównego kościoła św. Pawła w Mzimbie - 100 małych kościółków w wioskach, do których jeździł według określonego na trzy miesiące wcześniej planu. W Sylwestra odprawiał Mszę Świętą o północy. Nie zawsze, ale często były wówczas fajerwerki. Ludzie całą noc spędzali na wspólnym świętowaniu.
Po dziesięciu miesiącach pobytu w Nowej Hucie ks. Raymond Kondowe podkreśla, że czuje się tutaj jak w domu. Spotyka się na co dzień z życzliwością i zrozumieniem zarówno ze strony proboszcza Arki Pana ks. Edwarda Baniaka, jak i innych księży. Mówi, że jest szczęśliwy, bo wielu ludzi okazuje mu sympatię, przyjaźń i bezinteresowną pomoc.
(mm)
Spowiedź nie musi odbywać się w kościele